Silne przekonania to jeden z najmocniejszych halucynogenów

by Stonerchef

ZIOŁO TO PANACEUM NA WSZYSTKO! JARAJ MŁODY, PIZGAJ STARA, WIADRO ZIOŁA ZA DOLARA! 

To jest pierwszy i jedyny raz, kiedy niektórzy nasi obserwatorzy usłyszą swoje myśli.

Pewnie zauważyliście, że co jakiś czas pod naszymi artykułami, w których omawiamy mity na temat zioła, pojawiają się komentarze, że „to wasze promowanie zielska jest już nachalne”.

„JA TEŻ KIEDYŚ UZNAWAŁEM TO ZA PANACEUM NA WSZYSTKO”; albo że „jasne, pewnie, jarajmy codziennie, bo tylko wtedy osiągniemy sukces, a was czytają dzieciaki i kto później weźmie odpowiedzialność za wasz hurraoptymizm?!”; albo że „co to za jakieś badania, mnie ktoś pytał albo moich znajomych? WSZYSCY, którzy palą codziennie, żyją normalnie, ale KAŻDY CHCE przestać palić, więc te wasze badania są ŚMIESZNE”.

Mocne argumenty, nie ma co

Prawie 100% skuteczności na wykwit takiego komentarza mają artykuły, które rozprawiają się ze stereotypami o użytkownikach zioła: z rzekomymi dziurami w głowie, lenistwem, wyobcowaniem społecznym, i innymi ciekawymi argumentami, którymi karmiła nas propaganda przez prawie 100 lat.

Przeważnie w rozmowie dalej wychodzi jakaś negatywna historia związana z niepoprawnymi nawykami, które ta osoba uformowała wokół konopi. Ten fragment jest szczególnie ważny dla dalszej części artykułu.

Jak to mówią: przy pewnej powtarzalności przypadki stają się matematycznie niemożliwe.

A ponieważ temat jest nam bliski ze względu na jeden z naszych zawodów (psychologia), to pozwolimy sobie dotknąć go od tej strony.

To, że jesteśmy psychologami, też ludzie często wyśmiewają w dyskusji, ale do tego przejdziemy jeszcze później.

Zacznijmy od początku.

Czy uważamy konopie za lekarstwo na całe zło tego świata?

Nigdy — ani na naszej stronie, ani w social mediach — nie powiedzieliśmy (i nie zasugerowaliśmy), że zioło to panaceum na wszystko; albo że zioło jest magicznym środkiem do osiągania sukcesu; albo że każdy powinien korzystać z zioła codziennie, również nastolatkowie.

Wręcz przeciwnie. W naszych artykułach i postach — da się to bardzo łatwo znaleźć — zawsze wspominamy o trzech rzeczach:

  1. Zioło to tylko narzędzie; wszechstronne, ale jednak narzędzie. Trzeba umieć z niego korzystać odpowiedzialnie i przede wszystkim znać przeznaczenie tej rośliny.
  2. Zioło bogate w THC nie jest dla wszystkich, a przynajmniej nie w takiej formie, w jakiej mamy z nim styczność w Polsce. Jak mantrę powtarzamy to osobom, które miały gorsze doświadczenie z ziołem. Pytamy wtedy, czy nie myślały np. o CBD jako nieodurzającej alternatywie.
  3. Warto wstrzymać się do 25 roku życia z korzystaniem z jakichkolwiek substancji zmieniających świadomość, ponieważ do tego czasu mózg nie osiąga pełnej dojrzałości. Nadużywanie jakichkolwiek substancji czy aktywności wpływających na dopaminę i ośrodek nagrody młodego człowieka, może mu rozregulować ten ośrodek, jak również wpłynąć na motywację, pamięć, czy impulsywność.

Możecie o tym przeczytać m.in. TUTAJ i TUTAJ.

Skąd więc ta powtarzalność zarzutów, że zioło nie ma wad i najchętniej to ustawowo byśmy każdemu czopki ziołowe rekomendowali na dobry start i sukces w życiu?

Dwa słowa: DYSONANS POZNAWCZY

Kiedy nasz mózg napotyka dwa elementy poznawcze, które są niezgodne ze sobą — np. własne przekonania na dany temat vs. nowe dane — pojawia się w nas uczucie dyskomfortu psychicznego, który potrzebujemy stłumić, żeby nie musieć przemeblowywać swoich postaw, co z kolei wiąże się z aktywacją naszego umysłu analitycznego i zużyciem większej ilości zasobów poznawczych.

Innymi słowy, przeżywając dysonans, mamy dwa wyjścia: albo się z nim zmierzyć i narazić mózg na dodatkowy wydatek energetyczny, albo zastosować mechanizmy obronne, których zadaniem jest łagodzić dyskomfort pojawiający się w naszej głowie.

Warto wspomnieć, że im głębiej zakorzenione są w nas pewne przekonania, tym silniejszy dysonans — i tym bardziej będziemy ich bronić.

Niestety mechanizmy obronne, które stosujemy, często kończą się popełnianiem całej kaskady błędów poznawczych, które bardzo łatwo obnażyć — i pokażemy je Wam na żywym przykładzie.

Zaczęło się od podania w świat prostej informacji

Jedno z najnowszych badań, które ostatnio omawialiśmy, dotyczyło obrazu współczesnego użytkownika konopi na podstawie badania konsumenckiego przeprowadzonego przez amerykański start-up Dutchie. Okazało się, że POMIMO spożywania zioła przynajmniej kilka razy w tygodniu, użytkownicy są w większości ludźmi wykształconymi, aktywnymi zawodowo, uprawiającymi sport, spełnionymi społecznie i świadomie dbającymi o swoje zdrowie.

I wtedy pojawia się komentarz

Badanie było przeprowadzone na 5000 osób, jednak czymże jest te marne pięć koła wobec MASY, proszę państwa?

MASA – to dopiero robi wrażenie.

Na emocjach.

Ten komentarz to nic innego, jak krzyk mózgu, taki tik emocjonalny, który daje komunikat :

NIE ZGADZAM SIĘ Z TYM, CO TU JEST NAPISANE, TRZEBA TO ZAGŁUSZYĆ!

Skąd wiemy, że jest to dysonans poznawczy, a nie reakcja oparta o mierzalne dane, do których można się odnieść w dyskusji i pokazać — o, zobacz, stonerze, puchu marny, myliłeś się, bo X i Y, a do tego Z?

Ponieważ badania konsumenckie, które profilują użytkowników konopi na tle reszty społeczeństwa, prowadzone są dopiero od niedawna. Zanim pierwsze stany zalegalizowały rekreacyjne wykorzystanie zioła, nikt nie myślał robić takich badań na pacjentach, a już na pewno nie na „przestępcach federalnych spożywających substancję kontrolowaną pierwszej kategorii”.

Nigdzie nie ma badań konsumenckich z przeszłości, w których autorzy grzmieliby o mierzalnym odpowiedniku MASY, którą toczy konopna plaga… nie wiadomo czego.

My za to dobrze pamiętamy, od kogo jeszcze można było usłyszeć o MASACH orłów biznesu, którzy skończyli w biedzie przez marihuanyhuhuhunene. To byli rodzice, policjanci, nauczyciele w szkole, czy też byli rezydenci zakładów penitencjarnych, którzy dostawali wynagrodzenie za opowiadanie bajek „od trawki do strzykawki”, choć dziś już wiadomo, że ponad 50 publikacji naukowych obaliło ten mit.

Po co komu jakiś neurobiolog albo botanik, który zna temat od podszewki.

Kiedy próbujesz pokazać, że wiesz, ale jednak nie wiesz, więc straszysz groźnie brzmiącymi słowami

Wracając więc do tych MAS, dysonans wygląda w ten sposób.

Ktoś: badanie na 5000 osobach pokazało, że regularne i świadome korzystanie z zioła nie przeszkadza w prowadzeniu spełnionego życia na różnych płaszczyznach.

Mózg: ALE ZA TO CAŁA MASA OSÓB MA PROBLEM, ŻEBY RZUCIĆ!

To jest pierwsza reakcja obronna — dość łagodna, jak zobaczycie później — zwana dewaluacją, inaczej umniejszaniem.

Z tym że osoby w dysonansie nie potrafią podać konkretnych liczb na poparcie swojej tezy, bo ich nie znają. Stąd MASA, która w przeświadczeniu takiej osoby ma zrobić wrażenie i zagrać na emocjach.

Podobnie, jak multum, mnóstwo, czy ogrom.

Wielkie figury, które nie mówią nic.

Gdyby było takie badanie, dajmy na to, przeprowadzone na 10 000 czy 20 000 osób, i jego wyniki stałyby w kontraście do tych z badania cytowanego przez nas, możnaby je łatwo zweryfikować — wszak PubMed jest dostępny dla każdego.

Ale po co pytać o konkrety? To niedobra jest!

Postanowiliśmy więc wymusić aktywację zasobów poznawczych u rozmówcy i zapytaliśmy, ile konkretnie osób ma problem, by przestać korzystać z marihuany. Wskazaliśmy, że istnieją takie statystyki, a przy okazji zwróciliśmy uwagę na jeszcze jeden błąd poznawczy — efekt skupienia — gdzie przez zafiksowanie nad 9% użytkowników spełniających dwa z dziesięciu kryteriów CUD (Cannabis Use Disorder), uciekają inne poważne statystyki, jak np. liczba osób przyznających się do kompulsywnego spoglądania na smartfony co ok. 5 minut; lub osoby uzależnione od jedzenia (jeść musi każdy).

Na koniec sami podaliśmy te liczby wspomagając się naszym artykułem opartym o 29 publikacji naukowych w temacie uzależnień.

I zamiast dostać konkretną odpowiedź, która powaliłaby na kolana hiper-entuzjastów rozwiązywania każdego problemu — nawet rozładowanego akumulatora w samochodzie — paleniem zioła, otrzymaliśmy całą kaskadę błędów poznawczych i mechanizmów obronnych z drugiej strony.

Halucynacje bez substancji psychoaktywnych: co się dzieje, gdy nie panujesz nad swoim mózgiem

Oto nasze ulubione fragmenty:


Co mnie obchodzą jakieś statystyki?

Wyparcie. Nie, bo nie. Ja wiem lepiej i żadne durne liczby tego nie zmienią. Chyba, że to będzie prawie cały świat, ale wtedy ja też wiem lepiej, bo co mnie obchodzą jakieś statystyki.

Tutaj oprócz wyparcia, mamy też do czynienia z efektem strusia. Chowanie głowy w piasek i udawanie, że inne, bardziej powszechne i poważniejsze statystycznie problemy, jak np. uzależnienie od technologii czy od jedzenia, nie istnieją — są tylko MASY ludzi, którzy marzą o tym, żeby nie korzystać z zioła.

Mnie ktoś pytał albo moich znajomych?

Błąd konfirmacji. Osoba preferuje informacje, które potwierdzają jego przekonania i hipotezy, nawet jeśli nie są one prawdziwe. Większe prawdopodobieństwo przypisujemy sytuacji, które łatwiej można przywołać do świadomości i są bardziej nacechowane emocjonalnie. „Ja + moi znajomi” ma większy ładunek emocjonalny niż „5000 obcych osób z drugiego kontynentu”, mimo że wartość merytoryczna jest mniejsza.

Co ciekawe, osoby w dysonansie nie posługują się logicznym myśleniem. Nie obchodzi cię statystyka? A nie posługujesz się czasem elementem statystyki, który jest niczym innym, jak wąską grupą ludzi przebywających na określonym terenie?

Osobiście znam dużo osób, które kopcą dzień w dzień latami, jak odstawią chociaż na chwilę to są mega zjazdy i problemy.

Ponownie, błąd konfirmacji polegający na heurystyce dostępności. Łatwiej przywołać do świadomości znajomych, którym nie wyszło.

Poza tym, dochodzi tutaj brak wiedzy nt. tzw. objawów odstawiennych, gdzie w przypadku marihuany możemy o nich mówić w kontekście ciągłego przestymulowania receptorów kannabinoidowych, natomiast nawet wtedy, przez ok. 3-7 dni możemy mieć obniżony nastrój, łatwiej się irytować, mieć mniejszy apetyt i bardziej wyraziste sny czy doświadczać problemów z zasypianiem.

Oczywiście każdy układ endokannabinoidowy jest inny, więc natężenie, rodzaj i częstotliwość objawów może się różnić pomiędzy dwiema osobami. Jednak zjazdy to można mieć po amfetaminie, a nie po roślinie, która według raportów nt. profili bezpieczeństwa substancji psychoaktywnych ma „klinicznie nieistotne skutki uboczne przy odstawieniu”. Jeśli korzystamy z czystej rośliny, a nie idziemy w czarnorynkową loterię, którą mieszamy z tytoniem.

Co ciekawe, do tego zdania możemy podstawić kawę albo papierosy i też będzie fajnie grało, jeśli kiedyś miało się problemy z uzależnieniem behawioralnym i nie przepracowało się tego, szukając przyczyny na zewnątrz.

Przy okazji zobaczcie, jakie to jest rozproszenie odpowiedzialności. Dzielenie się własną winą z innymi — ja tak miałem, MASY tak mają, to i wy też będziecie mieli. Byle by tylko utrzymać zewnętrzny powód niepowodzeń przy życiu.

Dosłownie każdy nieco bardziej regularny użytkownik jakiego znam jak ma coś na chacie to ma problem, żeby nie zapalić. Wszyscy pracują, zakładają rodziny itd, ale chcieliby nie palić.

Kolejny przykład wyparcia. 5000 osób nie ma problemu? Nieprawda! Każdy, ale to DOSŁOWNIE KAŻDY (i to poparzony gorącym ciepłem przez rozgrzane masło maślane) ma problem, żeby nie zapalić, jak ma coś na chacie. WSZYSCY pracują, ale nie chcieliby palić!

Mamy tu problem z heurystyką zakotwiczenia, gdzie osoba ulega wpływowi wiedzy, założeń lub informacji, nawet jeśli wiadomo, że są one fałszywe lub niepełne. Nie podał żadnych danych, ani jednej statystyki… Ale na podstawie swojego doświadczenia i obiegowej opinii z mało reprezentatywnej próby wie, że WSZYSCY REGULARNI PALACZE MAJĄ PROBLEM!

A z badaniami to jest tak, że dziś mamy wynik X, zaraz ktoś zmieni sposób przeprowadzania badania i mamy wynik Y

Nieuzasadniona generalizacja. Temat metodyki tego badania nie był w ogóle poruszany, więc jeśli metodyka była wadliwa bądź zmanipulowana specjalnie pod tezę, wystarczyło przytoczyć odpowiedni argument i wskazać, w jakiej formie takie badanie byłoby bardziej wiarygodne. Wiadomo, że badania konsumenckie to nie jest złoty standard i w idealnym świecie powinniśmy mieć od ręki zrobione RCT na dużej próbie, jednak do tej pory nie mieliśmy żadnych badań w tym kierunku, więc od czegoś trzeba zacząć. A tu od razu generalizacja, że badania jako takie są mało warte, bo przecież wystarczy z X zrobić Y i już mamy mistyfikację, sabotaż i degrengoladę w jednym.

Prawda zawsze wyjdzie na jaw

Pod koniec tego udało nam się wychwycić potencjalną przyczynę tak emocjonalnej reakcji i oporu przed konfrontacją z konkretnymi liczbami.

„Dla mnie to też miało być panaceum na pewne problemy, ale koniec końców jest gorzej i nie chcę do tego wracać”

BINGO!

Często jest tak, że ludzie w dysonansie powiedzą nam prawdę między wierszami, tzn. ich mózg między jednym a drugim mechanizmem obronnym przyzna Wam rację i jeszcze powie, skąd taka reakcja.

Człowiek korzystał z zioła, żeby poradzić sobie z pewnymi problemami, czyli korzystał z rośliny w sposób nieprawidłowy — do wypełnienia jakichś braków w życiu. Roślina przestała być narzędziem — lub być może nigdy nim nie była — i stała się środkiem na całe zło. 

Skoro koniec końców jest gorzej, to marihuana nie spełniła błędnych oczekiwań, a zamiast tego stała się obiektem rzekomo odpowiedzialnym za pogorszenie problemów, z którymi osoba korzystająca miała sobie radzić. 

Zioło nie prowadzi do uzależnienia fizycznego. Jedyne uzależnienie, jakie tu występuje, to behawioralne, a więc takie, w którym formujemy złe nawyki wokół substancji czy aktywności, które sprawiają, że czujemy się dobrze. 

Brak przepracowania i dotarcia do źródła takich postaw sprawia, że ludzie popadają z jednego uzależnienia w drugie. I nie muszą to być uzależnienia „z gruntu złe”; ot, weźmy chociaż byłych heroinistów, którzy obsesyjnie podchodzą do tematu zdobywania szczytów górskich; o nich też możemy usłyszeć, że dla pasji zawalają życie rodzinne, relacje z przyjaciółmi, kwestie zawodowe, itd. Czy aby na pewno dla pasji? Czy może zamienili siekierkę na kijek?

Dysonans polegał więc na tym, że człowiek, który w sposób nieprawidłowy wykorzystywał roślinę i jej nadużywał, zderzając się z nowymi danymi na temat czegoś, co uważa za przyczynę swoich problemów, zareagował bardzo ostro na coś, co miało zupełnie inny przekaz, niż mu się wydawało.

Jego doświadczenia i postawa wobec zioła zderzyły się z wynikami badania, które stały do nich w rażącym kontraście.

Wywołało to silny dyskomfort, więc w ramach obrony osobowości oraz minimalizacji lęku i frustracji, mózg podjął zdecydowaną próbę walki z dysonansem poznawczym.

Reakcja była tak silna, że już w drugiej wypowiedzi przyznał się, że nie interesują go statystyki, bo on bazuje na swoim przykładzie i przykładach znajomych (mała i niezbyt reprezentatywna grupa badawcza) i na pewno jest tak, że każdy, kto korzysta regularnie z zioła, prędzej czy później się wywróci na rolkach i będzie bolało.

Dodatkowo bardzo mocno wjechała projekcja — mechanizm obronny polegający na przypisaniu nam swoich niepożądanych uczuć, poglądów i cech. Przykład: zarzut z traktowaniem zioła jako panaceum i agresywnej promocji w social mediach. Przypomnijcie nam — skąd pochodzi ten fragment:

„Dla mnie to TEŻ miało być panaceum na pewne problemy, ale koniec końców jest gorzej i nie chcę do tego wracać”.

Czy my gdzieś w artykule lub poście napisaliśmy lub zasugerowaliśmy, że zioło to panaceum na ludzkie problemy i każdy powinien korzystać z niego kilka razy w tygodniu?

Nie, my tylko podaliśmy dalej wyniki badania.

Kiedy mechanizmy obronne występują w dużej liczbie i natężeniu, zachowanie osoby przeżywającej taki wewnętrzny konflikt czasami zahacza o halucynacje.

No bo jak nazwać sytuację, w której ktoś tworzy opinie i poglądy innej osoby, podczas gdy ta osoba nawet nie zająknęła się na temat swojej opinii i poglądów? Albo wmawia konkretne postawy i aktywności — nachalne promowanie zioła jako panaceum bez wad — używając wyobraźni podążającej za własnymi doświadczeniami z przeszłości jako głównego dowodu?

A w dodatku jest totalnie oporna na na racjonalne argumenty, które tę rzeczywistość punktują namacalnymi dowodami.

Osoby w dysonansie poznawczym „sypią się” w różnym tempie; czasami oprócz takiego halucynowania występuje też agresja werbalna — ostatni etap przed agresją fizyczną — ponieważ w obliczu braku możliwości ucieczki człowiek zaczyna przystępować do ataku.

Przyczyna takich zachowań jest dość prozaiczna (pomimo swojej siły)

Zgodnie z regułą konsekwencji i zaangażowania — a ta jest w ludziach bardzo silna — chcemy być postrzegani jako słowni, konsekwentni, spójni i logiczni w swoich poglądach i zachowaniach. W związku z tym będziemy stosować przeróżne mechanizmy obronne, by tylko udowodnić, że nasze jest na wierzchu, włączając w to ośmieszanie, wyparcie, dewaluację, czy projekcję w kierunku rozmówcy.

Ludzie stają się tak zafiksowani na punkcie bronienia swojego stanowiska, że nawet grzeczną poradę lub subtelną próbę uświadomienia traktują jako atak. Nazwa „mechanizm obronny” nie wzięła się z powietrza — w końcu mózg w bańce swoich przekonań „broni się” przed „atakiem” pytań i konkretnych danych.

Nie bez powodu mówi się, że „nieszczęścia chodzą parami” — i nie musi to wcale dotyczyć serii niefortunnych zdarzeń. Gdy człowiek zderza się ze sprzecznym komunikatem, obawa przed przyznaniem się do błędnego myślenia lub wnioskowania na podstawie mocno ograniczonych danych jest na tyle wyraźna, że taka osoba jest w stanie zacząć przekonywać swojego rozmówcę, że pomimo zasadnej argumentacji, jego opinia jest jedynie wyjątkiem od MASY przypadków i prędzej czy później skończy on tak samo.

Stąd właśnie to wspomniane „JA TEŻ kiedyś uważałem zioło za panaceum na pewne problemy” — implikujące przekaz „jak jeszcze trochę w tym pobędziecie, to też Was dopadnie.”

Ważne, żeby wdać się w emocjonalną dyskusję, bo wtedy sami zaczynamy być bardziej podatni na popełnianie błędów poznawczych. 

Ale o tym opowiemy Wam w następnym artykule. Cieszymy się, że mogliśmy się z Wami podzielić naszą drugą pasją w tym poście, a przy okazji wyjaśnić, dlaczego tak wiele osób używa w rozmowie argumentów emocjonalnych. 

Zobacz również inne artykuły