o-konopiach

Jak legalnie zarabiać w Polsce na konopiach?

by Stonerchef

To, że pracujemy sobie w domu, to już wiadomo. Niemniej jednak, charakter naszej pracy był do tej pory pokryty chmurą tajemnicy, no bo co te Stonerchefy mogą robić w domu? Szeptankę? Sprzedawać magiczne amulety? Szkolenia z MLMu? A może byście się wzięli w końcu do normalnej roboty? O, nie! Nasza praca jest bardzo nienormalna i nie zamienilibyśmy jej na nic innego, bo zarabiamy na życie pisaniem o konopiach – zarówno siewnych, jak i tzw. marihuanie.


* Poniższy wpis ma charakter informacyjny i nie namawia do korzystania z marihuany ani jej przetworów zawierających THC, które są na terenie Polski zakazane. Susz obecny na zdjęciu to Hemp Scout Cookies (5% CBD), odmiana konopi siewnych o zawartości THC mniejszej niż 0.2%, a co za tym idzie całkowicie legalna*


Nie będziemy ukrywać, że konopie darzymy szczególnym uczuciem, choćby ze względu na to, że z punktu widzenia neurobiologii jest to roślina najbliższa człowiekowi – chociaż to odkryliśmy dopiero pracując w tym sektorze.

Mimo wszystko, zawsze nam to jakoś trąciło ściemą, ta cała demonizacja konopi, zwłaszcza w wykonaniu zrehabilitowanych panów z zakładów penitencjarnych, którzy „zaszczycali” podstawówki i gimbazja swoimi wywodami na temat szkodliwości konopi, pomijając fakt, że w swoim życiu prawdopodobnie przebrnęli przez takie rzeczy, nad jakimi nawet Mendelejew by się zatrzymał ze zdziwienia.

Dlatego gdy około dwa lata temu skończył się nasz jeden duży projekt copywriterski, a my zostaliśmy bez pracy, stwierdziliśmy, że może już nie szukajmy niszy, która będzie nam „odpowiadać”, ale zamiast tego zacznijmy pisać o czymś, co nas szczerze jara (łoooo, ale nam się udał dowcip tematyczny! A już się baliśmy, że go spalimy).

No i tak to „pykło”, widzicie.

Dlaczego akurat pisanie o konopiach?

No cóż, między innymi dlatego, że cała paleta aktywności związanych z pełnym spektrum tej rośliny jest u nas zwyczajnie nielegalna, a jedynym sposobem na to, żeby legalnie zarabiać na konopiach w Polsce (i to nie wychodząc z domu) jest pisanie o nich. Niestety, z wielu powodów to, co w tym momencie dzieje się z konopiami w Kanadzie i USA, nie dojdzie do nas jeszcze przez co najmniej kilkanaście lat, więc co zrobić… c’est la vie!

Druga rzecz – lubimy czytać. Żeby pisać o konopiach, trzeba mieć o nich wiedzę. A żeby tę wiedzę zdobyć, należy dużo czytać. Dlatego czytamy. Codziennie robimy sobie prasówkę z najnowszych doniesień ze świata konopi (od medycyny, przez kulturę, aż po czysty lifestyle i rozrywkę), czytamy badania, książki, przeczesujemy internetowe biblioteki naukowe w poszukiwaniu odpowiedzi na interesujące nas zagadnienia związane z marihuaną – słowem, wszystko, co tylko się da, łykamy jak młode rekiny, bo wiedza to skarb.

Dzięki temu doszło do nas, jak daleko jesteśmy w tyle za krajami, które stale liberalizują swoją politykę wobec konopi i jakie głupoty ludzie czasami potrafią mówić na ich temat, nie mając zielonego pojęcia (kolejny wyrafinowany żart tematyczny – brawo my!) o tym, że trują takie kocopoły, od których uszy więdną. Dlatego też właśnie zdecydowaliśmy się stworzyć na blogu dział „Weedukacja”, aby odczarować obraz konopi w Polsce i jeśli dzięki naszym artykułom ktoś, kto kiedyś był przeciwny, przekona się do tej rośliny – będzie to nasz mały, osobisty sukces.

Gdzie można nas poczytać w Polsce?

Na razie – nigdzie. Już całkiem niedługo – tutaj, na Stonerchefie w dziale „Weedukacja”. Nie działamy w ogóle na polskim rynku z dwóch powodów:

  1. Nie ma w tym momencie portalu internetowego, który oferowałby jakość chociażby zbliżoną do tej, jaką mamy w zagranicznych internetach. Niestety, większość stron pro-konopnych przypomina wyglądem giełdę bannerową, a treści też są raczej z gatunku „Tata, a Marcin powiedział!”. Tu w Polsce chcemy to zrobić po swojemu.
  2. A co za tym idzie, budżety takich stron są albo małe, albo żadne.  Ogólnie rzecz biorąc, cały rodzimy rynek copywriterów to dobra tragikomedia (najpierw się śmiejesz, a potem nachodzi Cię refleksja, że życie jednak nie ma sensu), ale to temat na osobny artykuł.

Dlatego piszemy głównie na USA i Kanadę. Tamtejszy rynek konopny przeżywa ogromny rozkwit, kolejne stany decydują się na zalegalizowanie użytkowania i sprzedaży tej rośliny w celach rekreacyjnych, a kiedy piszemy do Was te słowa, Kanada ma to już za sobą, ponieważ tamtejszy senat zaakceptował w tym tygodniu „Cannabis Act”.  Coraz częściej słychać głosy, że nasze dzieci będą miały z nas bekę za 20-30 lat, kiedy dowiedzą się, jak kiedyś traktowano zioło.

Co za tym idzie, otwierają się kolejne biznesy konopne, pojawiają się coraz to nowsze badania wspierające zarówno medyczne jak i rekreacyjne korzyści z korzystania z ich kwiatów, jest ogromny popyt na treści w każdej sferze tego przemysłu; a będzie jeszcze lepiej, dlatego cieszymy się, że możemy z tego naszego leków padołu wspierać tamtejszą zieloną społeczność. To jest najbardziej budujące i nadaje największy sens tej pracy.

Do tego oczywiście dochodzi też kwestia stawek, które raz, że są ogólnie wyższe niż w Polsce, a dwa – przelicznik dolarowy też robi swoje. Dzięki temu możemy inwestować w rozwój Stonerchefa i angażować się teraz w więcej projektów, a przy okazji otworzyć na blogu dział „Weedukacja”.

Dla kogo piszemy?

Trochę by nam zajęło opisywanie wszystkich typów klientów, więc zarzucimy krótką listą.

Na co dzień piszemy o konopiach dla:

  • klinik oraz poradni medycznych,
  • platform edukacyjnych,
  • portali informacyjnych,
  • portali popularno-naukowych,
  • portali technologicznych i biznesowych,
  • sklepów z medyczną marihuaną,
  • placówek sprzedających marihuanę w celach rekreacyjnych,
  • producentów produktów konopnych (susze, koncentraty, oleje, kosmetyki),
  • producentów sprzętu do hodowania konopi,
  • producentów akcesoriów do korzystania z konopi,
  • firm wytwarzających produkty z konopi siewnych.

Zaczynaliśmy od pisania pojedynczych artykułów dla małych firemek, które dopiero co wchodziły w biznes, przez co samo utrzymanie się z pisania było nie lada wyczynem. Po dwóch latach każde z nas współpracuje z kilkoma stałymi klientami, poszerzyliśmy swoją ofertę o ustalenie strategii content marketingowych dla biznesów konopnych, osobną gałąź researchu oraz tworzenie materiałów prasowych i haseł sprzedażowych.

Obecnie jesteśmy na etapie żegnania się z portalami dla freelancerów i zakładania własnego portfolio online wraz z ofertą, dlatego jak tylko ją opublikujemy (a mamy to w planach zrobić do końca lipca), będziecie mogli sobie przejrzeć pełną listę naszych klientów wraz z treściami, które im dostarczaliśmy na przestrzeni tego czasu.

Ile można zrobić w dwa lata?

U nas wyszło to ok. 400 artykułów na osobę. Większość z tych tekstów to treści medyczne, bo taki content jest obecnie najbardziej wartościowy, kiedy kolejne stany/kraje walczą o legalizację konopi. Mimo to, równie często i chętnie piszemy też treści czysto lifestyle’owe spod znaku „X najlepszych pomysłów na randkę dla pary Stonerów” – mózg musi czasem odpocząć od nadmiaru twardych danych.

Co prawda nie posiadamy wykształcenia medycznego, ale z tego, co nam wiadomo, na medycynie nie uczą nawet o układzie endokannabinoidowym, a poza tym trudno byłoby coś z takim wykształceniem robić w tym kierunku, skoro w Polsce konopie są nielegalne.

Wystarczy lubić czytać, bo badań na ten temat nie brakuje – chociażby Izrael, Kanada i Jamajka mogą pochwalić się imponującą biblioteką badań o konopiach. A potem zostaje już tylko analizować, czytać jeszcze więcej, weryfikować informacje z różnych źródeł i zwyczajnie być na bieżąco – jak w każdej sferze zainteresowań. Nie potrzeba mieć trzech skrótów przed imieniem i nazwiskiem.

Świerzbią Cię palce i interesujesz się konopiami? Czytaj dalej!

Może się zdarzyć tak, że też jesteście pasjonatami konopi (tzw. kannaserami) i chcielibyście się jakoś przysłużyć tej społeczności, a przy okazji mieć fajną i bezstresową pracę, dlatego też mamy dla Was małe FAQ o tym, jak zostać tzw. cannabis expert copywriterem.

1. Co muszę umieć, zanim w ogóle zacznę szukać zleceń?

Język angielski, najlepiej na poziomie „native”. Czasami nawet artykuły pisane przez Amerykanów są strasznie kaleczone językowo, przez co źle się je czyta, dlatego dobrze jest mieć już wcześniej ten warsztat gdzieś przećwiczony.  Klienci, nauczeni przykrymi doświadczeniami ze współpracą z obcokrajowcami, zazwyczaj wolą native’ów, a w przypadku obcych podwykonawców proszą o pokazanie jakiegoś dokumentu, który tę znajomość języka poświadcza. Nie pomaga też fakt, że w przypadku artykułów medycznych, trzeba mówić o rzeczach skomplikowanych bardzo przystępnym językiem, żeby taki „Average Joe” od razu załapał, o co chodzi.

Ale spoko, to jest do wypracowania (jak wszystko zresztą) i jak już przestukacie kilkadziesiąt tysięcy słów, to powinno wejść Wam takie pisanie w nawyk.

2. Jak zacząć?

Najlepiej zacząć od zagranicznych portali dla freelancerów typu UpWork albo Freelancer.com. My do tej pory pracowaliśmy na UpWorku, gdzie powstawało nasze portfolio i skąd mamy kilku klientów, z którymi współpracujemy do dziś.

3.  Jak wyglądają początki?

Na początku jest bieda, nie będziemy Wam mydlić oczu. Owszem, rynek w USA i Kanadzie jest ogromny, ale co za tym idzie, konkurencja jest wprost proporcjonalnie zacięta. Na jedno zlecenie przypada kilkadziesiąt ofert (niekiedy ponad setka), bez portfolio nie można narzucać wyższych stawek i trzeba się bić o zlecenia z Filipińczykami albo Hindusami, którzy za napisanie 1000 słów biorą 5 dolarów. Jaka jest tego jakość – nie musimy mówić. Nie zmienia to faktu, że biznes jest biznes i ci nieszczęśni klienci za pierwszym razem zawsze wybiorą najtańszą ofertę, o ile nie mają na radarze jakiegoś kozaka z bogatą historią w temacie konopi.

Dlatego należy się przygotować na to, że początki jako Cannabis Copywriter są bitwą o przetrwanie, nieustającym czuwaniem nad nowymi ofertami i walką o klienta z tanią siłą roboczą. Nasze pierwsze teksty pisaliśmy ze stawką 12 dolarów za 1000 słów, co po odjęciu prowizji z serwisu dało nam całe 9 dolców na czysto.

Przez miesiąc się zastanawialiśmy, co zrobić z taką fortuną.

4. A jak jest później?

Później jest tylko lepiej. Kiedy już możemy pochwalić się wcale nie takim skromnym portfolio, stawki rosną, a klienci częściej nawiązują z nami współpracę. Z początku są to tzw. jednorazówki, ale pierwszy długofalowy klient potrafi ładnie popchnąć naszą karierę do przodu. Biznesy konopne często zatrudniają copywriterów z polecenia, wobec czego kilku zadowolonych klientów jest w stanie wywołać efekt kuli śnieżnej.

Mając więcej klientów, macie kolejny argument za podniesieniem stawek, a jeśli jesteście dobrzy w swojej niszy, to klient nie będzie miał problemu z ich zaakceptowaniem. Pamiętajcie, że firmy mają zazwyczaj większy budżet na treści niż deklarują – kwestia negocjacji.

5. Czy to się opłaca w ogólnym rozrachunku?

Jeśli nie padniecie na pierwszym okrążeniu, to na pewno się opłaca. Po pierwsze, praca w temacie, który jest naszą pasją (niezależnie od tego, co by to było) przynosi satysfakcję i jest zawsze mniej stresogenna, więc opłaca się choćby dla samego zdrowia – jak lubicie pracować w domu, to już w ogóle nic, tylko brać.

A finansowo? Na pewnym pułapie też. Jak wspominaliśmy wcześniej, początki to skromne ciułanie i budowanie portfolio, ale później machina zaczyna się rozkręcać. Przychodzi jednak taki moment, kiedy portale dla freelancerów przestają się opłacać i najlepszym krokiem w takim przypadku jest pozyskiwanie klientów z zewnątrz przy pomocy własnej strony. Wtedy tekst jest faktycznie tyle wart, ile klient jest w stanie za niego zapłacić.

6. Jak wygląda kwestia etyki copywriterskiej w tym przypadku?

Nie wiemy, jak to wygląda w innych branżach, natomiast biznes konopny w USA jest o tyle uciążliwy, że prawo stanowe stoi w opozycji do prawa federalnego w temacie konopi, w związku z czym firmom nie wolno publikować treści, z których wynikałoby jasno, że konopie leczą jakieś schorzenie lub eliminują daną chorobę. Wedle prawa federalnego, konopie wciąż należą do kategorii nr 1 w „Controlled Substances Act”, a co za tym idzie,  prawo (ważne! prawo, nie nauka) stanowi, że nie posiadają żadnych właściwości medycznych.

Jeśli pech będzie chciał, że federalna administracja zainteresuje się jakąś firmą i natrafi na takie deklaracje, grozi jej wielomilionowa kara finansowa, a w najgorszym przypadku więzienie dla właścicieli. W związku z tym, pisząc artykuły medyczne na temat konopi, nie tylko należy dokładnie sprawdzać przytaczane badania, ale trzeba się nieźle nagimnastykować, żeby zachować przekaz bez wchodzenia na prawną minę.

7. Ile godzin dziennie pracujecie nad tekstami?

Na pisanie artykułów o konopiach poświęcamy ok. 4 do 5 godzin dziennie. Drugie tyle zajmuje nam praca nad blogiem, więc jeszcze trochę wolnego czasu dla siebie spokojnie zostaje w ciągu dnia.

Dzisiejszym artykułem rozpoczynamy na Stonerchefie dział Weedukacja, który zamierzamy poświęcić konopiom w ich pełnym spektrum. Bądźcie czujni, albowiem nadchodzi dużo mięsa!

podpis pod postem

Zobacz również inne artykuły