najczęstsze błędy w gotowaniu z marihuaną

Najczęstsze błędy popełniane podczas gotowania z marihuaną (i jak ich uniknąć)

by Stonerchef

Gotowanie z marihuaną nie wymaga znajomości fizyki kwantowej ani żadnej tajemnej wiedzy, jednak w niektórych miejscach jest szczególnie wrażliwe na pewne błędy — zwłaszcza te popełniane przez osoby podchodzące do tematu ( he he) po raz pierwszy. Dzisiaj zrobimy sobie przegląd najczęstszych błędów popełnianych w gotowaniu z marihuaną — i jak ich unikać, żeby wyciągnąć z cennego materiału jak najwięcej korzyści.

Kto choć raz nie popełnił drobnego błędu podczas gotowania z ziołem, niech pierwszy rzuci łodygą.

Za mocne.

Za słabe.

Zbyt drobno zmielone.

Przypalone (nie zgodnie z intencją).

Nierówno rozprowadzone po daniu.

I tak dalej, i tak dalej.

Sami mieliśmy kilka tzw. „przypałów” zanim załapaliśmy, o co w tym wszystkim chodzi — i jak żyć (a potem żryć) w duchu „zero waste” przygotowując konopne infuzje, a później korzystając z nich w tworzeniu posiłków.

Dlatego też w myśl zasady „lepiej uczyć się na cudzych błędach” przygotowaliśmy ich opracowanie i pokażemy Wam, co zrobić, żeby uniknąć wpadek.

gotowanie z marihuaną najczęściej popełniane błędy

Najczęstsze błędy w gotowaniu z marihuaną

Tego lepiej nie robić:

  1. Dodawanie zbyt dużej ilości suszu w stosunku do użytego tłuszczu.
  2. Zbyt drobne mielenie materiału.
  3. Pomijanie dekarboksylacji.
  4. Gotowanie i dekarboksylowanie w złych temperaturach.
  5. Przygotowywanie infuzji bez przykrycia.
  6. Pomijanie wody przy tradycyjnych metodach gotowania infuzji.
  7. Wyciskanie tłuszczu z infuzji „na chama”
  8. Dodawanie infuzji konopnej do posiłku bez sprawdzenia jej „mocy”.
  9. Nierównomierne rozprowadzenie infuzji w posiłku
  10. Liberalne porcjowanie.
  11. Wybór nieodpowiedniej odmiany
  12. Korzystanie z ekstraktów/koncentratów na początku gotowania z marihuaną
  13. Ograniczanie się do stereotypowych posiłków

A teraz omówmy każdy błąd z osobna. Rozwiązanie problemu idzie w pakiecie.

Błąd nr 1: Dodawanie zbyt dużej ilości suszu konopnego w stosunku do tłuszczu

To jest koronny błąd w gotowaniu z marihuaną. Zasada „im więcej materiału, tym lepiej” sprawdziłaby się, gdyby nie ograniczona zdolność lipidów do łączenia się z kannabinoidami.

Przyjmuje się, że złoty standard to ok. 7–10 gramów suszu na każde 250 ml tłuszczu.

Zwiększanie udziału zioła w tym przypadku to marnowanie materiału — nie mówiąc już o tym, że infuzja będzie miała wtedy bardziej botaniczny posmak.

Jeśli zależy nam na większej oszczędności w ekstrakcji, to zamiast zużywać świeży susz — który w obecnych warunkach do tanich nie należy — możecie wykorzystać fragmenty ścinek, miału lub tzw. ABV, czyli susz po waporyzacji (jest częściowo zdekarboksylowany i można go zbierać do infuzji).

Na rynkach bardziej rozwiniętych, gdzie użytkownicy mają legalny dostęp do destylatów, ekstraktów z pełnego spektrum i innych skoncentrowanych przetworów, to właśnie one są wykorzystywane do zwiększania „siły” infuzji.

Błąd nr 2: Zbyt drobne mielenie materiału

Trichomy, czyli gruczoły, w których rezydują kannabinoidy i terpeny, pokrywają wierzch kwiatostanu, a nie jego środek — dlatego nie ma sensu tak bardzo rozdrabniać suszu konopnego.

W momencie zmielenia suszu do konsystencji miału łatwo jest wprowadzić do infuzji chlorofil, który nada jej bardzo roślinny posmak. Oprócz tego, że końcowy produkt może przyjąć bardziej atrakcyjny odcień zieleni, robienie tego kosztem smaku nie należy do najlepszych decyzji.

Oprócz tego z takiej infuzji nie będzie można oddzielić niechcianego materiału roślinnego.

Najlepiej delikatnie zmielić zioło przed dekarboksylacją. Pisząc „delikatnie” mamy na myśli 2–3 ruchy młynkiem, nic więcej. Grubszy stopień zmielenia nie sprawi, że tłuszcze będą gorzej chłonęły kannabinoidy, a przy okazji uchroni nas przed produktem, który działa, ale nie smakuje.

Błąd nr 3: Pomijanie dekarboksylacji

Odnośnie do błędów z marihuaną, to jednym z pytań, które najczęściej dostajemy na swoją skrzynkę, jest:

Po co tracić czas i dekrboksylować zioło w piekarniku, skoro później i tak siedzi ok. 3 godziny w garnku i gotuje się z tłuszczem?

Po pierwsze, przy gotowaniu z marihuaną stosuje się niższe temperatury, gdy chcemy przeprowadzić ekstrakcję, niż ma to miejsce w przypadku dekarboksylacji.

Do infuzji wykorzystuje się zazwyczaj zakres 80–90 stopni, żeby powoli i efektywnie wyciągnąć substancje czynne z materiału roślinnego.

W miarę skuteczna dekarboksylacja zachodzi w warunkach domowych w zakresie 110–120 stopni. Aktywacja THC zachodzi inaczej na początku dekarboksylacji, a inaczej na końcu.

Innymi słowy, wrzucanie suszu do garnka z tłuszczem nośnym bez wcześniejszej dekarboksylacji znacznie obniży skuteczność ekstrakcji. Nawet wydłużając czas gotowania infuzji skończymy z zauważalnie mniejszą ilością kannabinoidów niż gdybyśmy włączyli ten proces. Do tego infuzja przeniknie botanicznym posmakiem.

Błąd nr 4: Dekarboksylowanie i gotowanie w złych temperaturach

Optymalny zakres temperatur dla dekarboksylacji to 110–120 stopni. Jeśli naprawdę zależy nam na czasie, można spróbować podkręcić grzanie na 150 stopni, jednak wtedy ryzykujemy degradację nieco bardziej lotnych kannabinoidów i terpenów, a co za tym idzie, możemy otrzymać niepełnowartościowy produkt z niepełnym efektem synergii.

Podczas przygotowywania infuzji ważne jest, by nie przekraczać temperatury 100 stopni, ponieważ w takich warunkach ryzykujemy przypaleniem kannabinoidów, a zatem ich szybką degradacją.

Jeśli zaś chodzi o samo przyrządzanie posiłków, to po pierwsze, unikalibyśmy ostrego smażenia na infuzjach (np. stir-fry), bo wtedy związki czynne w marihuanie zostają po prostu spacyfikowane.

Wewnętrzna temperatura dania nie powinna przekraczać 157 stopni — czyli progu, po którym THC zaczyna znikać.

To jednak nie oznacza, że nie możemy piec w wyższych temperaturach, np. 200 stopni. Oczywiście im niższa temperatura tym bezpieczniej, jednak w piekarniku ryzykujemy jedynie, że niektóre kannabinoidy z wierzchu dania mogą ucierpieć, a cała reszta zachowa się jak należy. Podobne rezultaty zauważyliśmy w przypadku smażenia w głębokim tłuszczu (do 175 stopni).

Jednocześnie zaznaczamy, że nasączanie THC ciasta do pizzy i późniejsze pieczenie go w 270–300 stopniach, jak potrafią niektóre piekarniki, nie jest najlepszym rozwiązaniem — wtedy lepiej skorzystać z infuzji w innej formie, np. jako sos służący jako jeden z toppingów.

Błąd nr 5: przygotowywanie infuzji bez przykrycia

Nie dysponujemy żadnymi danymi z eksperymentów, jednak kiedyś zasłyszeliśmy, że podczas przygotowywania infuzji warto nałożyć pokrywkę na garnek i ewentualnie zmniejszyć ogień, ponieważ wtedy zachowa się więcej kannabinoidów.

Miałoby to być podyktowane prawdopodobieństwem, że w tym, co paruje nam z garnka, będzie nam ulatywało trochę THC.

Przetestowaliśmy obie opcje, i być może to siła sugestii, ale mocniejsza wydawała nam się infuzja robiona pod przykryciem.

Błąd nr 6: pomijanie wody przy tradycyjnych metodach gotowania infuzji

To nie jest jakiś kardynalny błąd jeśli chodzi o gotowanie z marihuaną; co więcej, sami teraz pomijamy dodatek wody, z zaznaczeniem słowa klucz — TERAZ.

Kiedy zrobiliśmy przesiadkę z wolnowaru (gdzie woda nie jest konieczna), trudno było nam wyczuć odpowiednią temperaturę ekstrakcji, zwłaszcza, że wtedy nasz termometr kuchenny szwankował.

Dzięki dodawaniu wody — w proporcjach 1:1 z tłuszczem — podczas gotowania infuzji mogliśmy uniknąć ich przypalenia i przy okazji nabyć odpowiedniej kontroli nad ciepłem. Po odparowaniu wody końcowy produkt nie będzie aż tak zielony.

Tak że tak… Przezorny zawsze ubezpieczony, zwłaszcza na początku przygody z konopnym gotowaniem.

Błąd nr 7: wyciskanie tłuszczu z infuzji „na chama”

Filtracja jest niezbędnym procesem po wstępnym przygotowaniu infuzji, ponieważ zależy nam na czystym i smacznym produkcie, a nie tłustym peelingu do ciała.

Infuzje bazujące na tłuszczach najlepiej przefiltrowuje się przy użyciu chusty serowarskiej. Ważne jednak, żeby dać tłuszczowi spokojnie spłynąć do docelowego pojemnika, a ewentualny nadmiar delikatnie odcisnąć dłońmi.

Nie ma co dawać tutaj pokazu siły, bo do infuzji może dostać się więcej niechcianego materiału roślinnego.

Błąd nr 8: Dodawanie infuzji konopnej do posiłku bez sprawdzenia jej „mocy”.

Dozowanie THC w jedzeniu wprowadza początkujących użytkowników na kolejny nieco śliski grunt.

Dodawanie infuzji z marihuany „po omacku” to kolejny poważny błąd, zwłaszcza jeśli dopiero zaczynamy gotować z konopiami.

Już pal sześć, jeśli dodamy za mało; wtedy najwyżej zapewnimy sobie mikrodawkowanie i tyle.

Ale, ale… Dodanie zbyt dużej ilości na raz może skutkować nieprzyjemnym stanem dyskomfortu psychicznego w postaci lęków i paranoi, czyli efektu odwrotnego do małych i umiarkowanych dawek THC.

Przy okazji warto przypomnieć, że gdy THC przechodzi przez układ trawienny, przybiera mocniejszą formę — 11-hydroxy-THC — która ma lepszą przenikalność przez barierę krew-mózg.

Efekty po jedzeniu są nie tylko bardziej odczuwalne, ale też rozciągnięte w czasie, ponieważ 11-hydroxy-THC uwalnia się do krwiobiegu stopniowo.

Przeważnie przy testowaniu stężenia THC w infuzji z tłuszczami stosuje się miarę jednej łyżeczki. 

Po ok. godzinie od spróbowania można ocenić działanie i odczekać z kolejną dawką przez kilka godzin.

Błąd nr 9: nierównomierne rozprowadzenie infuzji w posiłku

Jeśli gotujemy z tłuszczami, to jednym z punktów do szczególnego przypilnowania jest równomierna dystrybucja po całym daniu. W przeciwnym razie niektóre kawałki będą miały za dużo THC, a inne za mało.

Błąd nr 10: Liberalne porcjowanie

Gotowanie z marihuaną w warunkach domowych daje nieco mniej przewidywalne rezultaty niż spożywanie posiłków przygotowanych przez licencjonowanego producenta, który musi zapewnić odpowiednią standaryzację dawki w produkcie. Mowa tu o rynkach rozwiniętych, m.in. USA czy Kanadzie.

W Polsce (na razie) pacjenci są zdani wyłącznie na siebie, więc powinno się zadbać o to, żeby posiłki były przygotowane tak precyzyjnie, jak tylko się da.

Mowa głównie o porcjowaniu. Jeśli stworzyliśmy danie — np. zapiekankę lub słodki wypiek na całą blachę — to pilnujemy, żeby każda porcja była równa. W ten sposób jesteśmy w stanie obliczyć, ile substancji czynnej będzie w każdym kawałku.

Błąd nr 11: Wybór nieodpowiedniej odmiany

Dobrze jest znać intencję, która nam przyświeca przy gotowaniu z marihuaną. Jeśli ma być to posiłek na rozpoczęcie dnia, to nie tylko dawka powinna być odpowiednio skromniejsza niż wieczorem. Wypada, żeby odmiana wykorzystana w infuzji również odpowiadała porze dnia, w której mamy zamiar zajadać się swoim pysznym jedzonkiem.

Odmiany o wyraźnie cytrusowym i leśnym zapachu o umiarkowanym stężeniu THC (do 20%) lepiej sprawdzają się za dnia, podczas gdy szczepy o słodkich, kwiatowych, czy paliwowych nutach o większej zawartości THC będą raczej rozleniwiać.

Ważne jest, żeby znać dobrze profil kannabinoidowy swojej odmiany (głównie stosunek THC do CBD) oraz jej bukiet aromatów, ponieważ to głównie terpeny nadają kierunek działania poszczególnym odmianom marihuany.

Błąd nr 12: Korzystanie z ekstraktów/koncentratów na początku gotowania z marihuaną

Załóżmy, że w Twoim młynku znalazło się odpowiednio dużo kiefu, czyli pyłku z żywicy marihuany. Z kiefem bardzo przyjemnie się pracuje, niemal od razu rozpuszcza się w tłustej bazie — wspaniale, prawda?

Tylko jest jedno „ale”.

W kiefie znajduje się o ok. 50% więcej THC niż w suszu z kwiatostanów. Jeśli dodamy tyle samo pyłku do infuzji, ile wpuszczamy zazwyczaj suszu — można łatwo przesadzić.

To samo dotyczy innych przetworów pokroju haszu czy domowej płynnej żywicy.

W takim przypadku lepiej zastosować metodę małych kroczków albo odczekać do nabycia większej tolerancji.

Błąd nr 13: Ograniczanie się do stereotypowych posiłków

Świat jedzenia z marihuaną nie kończy się na brownie, żelkach, czy makaronie z serem.

Tak naprawdę gotowanie z konopiami to przygoda z wyjątkowo szlachetną przyprawą, która potrafi rzucić zupełnie nowe światło na Wasze ulubione przepisy — również pod kątem doznań smakowych. A kombinacji jest co nie miara.

Konopie świetnie uzupełniają się z wieloma przyprawami i produktami, których używa się w na co dzień w kuchni. Kardamon, cynamon, wanilia, chili, rozmaryn, tymianek, czosnek, kminek, szałwia, mięta, przyprawy korzenne, owoce (mango, ananas, truskawki, winogrona, owoce leśne), warzywa (liściaste, korzeniowe) — zioło bardzo dobrze się z nimi komponuje, a to i tak nie wszystko.

Dodatkowo nie trzeba ograniczać się do tłuszczów. Infuzje można przeprowadzać też w alkoholach, a odparowane ekstrakty wpuszczać do miodu, syropu klonowego, czy robić osobne nalewki smakowe i aromatyczne ekstrakty (np. miętowy, waniliowy).

najczęstsze błędy przy gotowaniu z marihuaną

Gotowanie z Marihuaną: FAQ

Pytania, które zadwaliście nam na Instagramie na temat błędów przy gotowaniu z marihuaną — i nie tylko.

Czy jest jakiś sposób na zbyt mocny efekt, którego nie da się szybko pozbyć?

Możliwe lęki i paranoje wynikające z przekroczenia tolerowalnej dawki THC potrafią być uciążliwe po jedzeniu ze względu na wcześniej wspomniane rozciąganie się efektów w czasie.

Przede wszystkim należy sobie zdać sprawę z teog, że nic złego się z nami nie dzieje w sensie fizycznym. Lęk i dyskomfort psychiczny jest spowodowany m.in. oszukaniem mózgu przez THC, które sprawia, że ciało migdałowate w mózgu odbiera sygnały o zbyt dużej produkcji anandamidu i wywołuje w nas to uczucie.

Dobrze jest też porozmawiać z kimś o tym, jak się czujemy, zwłaszcza jeśli mamy obok siebie bardziej doświadczoną osobę, której zdarzyło się przegiąć z THC.

Dodatkowo można próbować uspokoić oddech, biorąc głęboki wdech i wydech; w ten sposób możemy wymusić na organizmie reakcję uspokajającą.

Dla szybszego zbicia wyżej wymienionych skutków ubocznych przydaje się CBD, najlepiej w formie oleju. CBD tłumi działanie odurzające THC od tej psychodelicznej strony, pomagając uspokoić się myślom.

Czy są jakieś granice temperatur, których nie można przekroczyć?

Tak, dla THC ta temperatura wynosi 157 stopni, natomiast CBD zaczyna degradować przy przekroczeniu ok. 180 stopni. Niektóre kannabinoidy i terpeny są bardziej lotne i mogą już wyparowywać już w 120 stopniach.

Czy konkretne temperatury wpływają na zapach posiłku z marihuaną?

Gotowanie z suszem konopnym jest dość osobliwe jeśli chodzi o zapachy. Wiele terpenów w roślinie jest wrażliwych na ciepło i może wyparować w temperaturach, w których dekarboksylujemy THC lub CBD. Co prawda terpeny dominujące w poszczególnych odmianach zazwyczaj mają wyższy próg degradacji, ale później dochodzi do tego samo gotowanie infuzji i późniejsze przygotowywanie posiłku. Jeśli jesteśmy ostrożni, infuzja będzie w sobie niosła aromaty charakterystyczne dla danej odmiany, choć w mniejszym stopniu niż gdybyśmy gotowali z wcześniej przetworzonym ekstraktem, np. destylatem, zredukowaną nalewką, sosem terpenowym, czy surową żywicą. Ekstrakty na użytek komercyjny są zazwyczaj lepiej filtrowane z materiału roślinnego, a co za tym idzie, możliwe jest zupełne pozbycie się botanicznego posmaku z końcowego produktu, jak i wpuszczenie więcej zapachu i smaku z konkretnej odmiany niż w przypadku suszu. Tego typu wynalazki jednak są póki co dostępne wyłącznie na bardziej rozwiniętych rynkach (Kanada, USA, Hiszpania).

Czy podczas dekarboksylacji i gotowania jest mocno wyczuwalny zapach?

Tak, ze względu na to, że marihuana jest bardzo aromatyczna, charaktetystyczny zapach każdej odmiany będzie się unosił w powietrzu. Są szczepy, które wręcz krzyczą „halo, tu się gotuje z marihuaną”, jednak niektóre odmiany, np. Lemon Skunk, bardziej zostawiają w przestrzeni zapach cytrusów; można odnieść wrażenie, że ktoś robi tartę cytrynową. Wszystko zależy od ilości i proporcji poszczególnych terpenów w danej odmianie.

Jak gotować dyskretnie bez zapachu na cały blok?

To jest duże wyzwanie, ponieważ marihuana jest bardzo aromatyczna ze względu na wysoką zawartość żywicy w kwiatostanach.

Z naszego doświadczenia wynika, że przygotowywanie infuzji w zamkniętym wolnowarze (z dodatkową warstwą papieru do pieczenia pomiędzy garnkiem a pokrywką) pozwala wytłumić zapachy.

To się jednak przestaje sprawdzać przy otwarciu urządzenia; podobnie sprawa wygląda podczas przygotowywania posiłków.

My stosowaliśmy zazwyczaj takie metody:

  • Zapewnienie odpowiedniego przepływu powietrza w mieszkaniu (klasyczny przeciąg).
  • Prażenie aromatycznych przypraw (cynamon, kardamon, anyż, goździki) na patelni obok przygotowywanej potrawy.
  • Położenie ręcznika pod drzwiami wejściowymi do mieszkania (mało finezyjne, ale w miarę skuteczne)

Oczywiście to dotyczy czystej sąsiedzkiej uprzejmości, bo nikt nie ma prawa zabronić nam przygotowywać czy spożywać lekarstwa we własnych „czterech ścianach”. A jeśli nie jesteście pacjentami, to równie dobrze możecie przygotowywać przetwory z suszu CBD. Zresztą o kalafiory nikt nie robi awantur, a naszym skromnym zdaniem marihuana pachnie ładniej od gotowanego kalafiora.

Jaki sprzęt jest potrzebny do gotowania z marihuaną?

Poniżej wymieniamy cały sprzęt, z jakiego my korzystamy (włącznie z akcesoriami-duperelami):

  • Młynek
  • Papier do pieczenia
  • Piekarnik
  • Średni garnek (lub wolnowar)
  • Termometr kuchenny (przy gotowaniu w garnku)
  • Chusta serowarska (lub gaza)
  • Sitko
  • Szklany pojemnik
  • Forma na masło / słoik lub butelka na olej
  • Szpatułka silikonowa (lub drewniana łyżka)

Boję, że przypalę masło, bo raz już mi się zdarzyło. Jak tego uniknąć?

Zernknij na „błąd nr 6”. Oprócz wykorzystania termometru kuchennego dla lepszej kontroli temperatury, możesz dodać do infuzji wodę w proporcjach 1:1 z tłuszczem. Wtedy woda powoli odparuje podczas gotowania, a ty unikniesz przypalenia. Jeśli nie chcesz dodawać wody, pilnuj temperatury i mieszaj regularnie w garnku.

Jak dawkować topy / liście / łodyżki?

Jeśli chodzi o kwiatostany (topy), to przyjmuje się, że na każde 250 ml tłuszczu powinno się zużyć do 10 g suszu. Większe ilości nie mają zbytnio sensu, bo tłuszcze mogą związać się z ograniczoną ilością kannabinoidów.

W ścinkach z marihuany, tj. w liściach cukrowych znajduje się ok. 3% THC. Trzeba ich użyć odpowiednio więcej, żeby dotrzeć do dawki otrzymanej z samych kwiatostanów.

W łodygach są znikome ilości kannabinoidów. Nie korzysta się z nich jako z bazy do infuzji.

Z ilu gramów łodyg „opłaca się” zrobić masło?

To się zupełnie nie opłaca. Jeśli już wykorzystywać łodygi, to jako dodatek do kwiatów albo trimu. W samych łodygach jest za mało kannabinoidów, żeby ekstrakcja miała sens. Trzeba użyć takiej ilości, że będzie ona negatywnie wpływać na smak końcowego produktu.

Czy można użyć masła klarowanego zamiast zwykłego?

Jak najbardziej, o ile masło klarowane pasuje do przepisu, z którego korzystamy.

Co zrobić, jeśli przefiltrowanie tłuszczu idzie opornie?

Do filtrowania infuzji z materiału roślinnego potrzeba trochę cierpliwości. Najlepiej użyć do tego chusty serowarskiej, a tłuszcz przelać przez nią do szklanego pojemnika. Powinien spokojnie spływać do naczynia, a gdy zobaczymy, że już nawet kropelka nie skapuje do środka, wtedy możemy zwinąć chustę z materiałem w kulkę i wycisnąć resztę infuzji w dłoni.

Czy można przygotować masło konopne z ABV?

ABV to skrót od „Alerady Been Vaped” i odnosi się do suszu, który został już wcześniej wykorzystany w waporyzatorze. Taki susz jest już zdekarboksylowany, więc to, co nie zdążyło się jeszcze zwaporyzować, można zbierać do osobnego pojemnika, a gdy pozyskamy odpowiednią ilość, możemy przerobić to wszystko na masło. Będzie ono słabsze niż takie z podobnej ilości klasycznie zdekarboksylowanej marihuany, ale w końcu pizza też jest daniem z resztek — i nikt nie narzeka.

Czy da się zrobić chleb z THC?

Tak, o ile w składnikach jest jakiś tłuszcz, np. masło. Dobrze sprawdzi się do takiego przepisu chleb tostowy.

Podsumowanie: kto pyta, nie błądzi. A kto kiedyś błądził, teraz odpowiada  na pytania.

Gotowanie z marihuaną to zupełnie nowa gałąź kulinarna. To również wydajny i godny uwagi sposób przyjmowania THC, choćby ze względu na długość jego działania, co może okazać się pożądanym efektem u pacjentów medycznej marihuany.

Niezależnie jednak od tego, czy jesteśmy pacjentami, czy korzystamy z zioła rekreacyjnie lub w ramach profilaktyki zdrowotnej w miejscu, gdzie konopie zostały uwolnione w pełnym spektrum, jedno się nie zmienia — radość z odkrywania nowych możliwości.

Jak to jednak bywa ze wszystkim w życiu, można coś zrobić dobrze, a można lecieć po omacku licząc, że jakoś to będzie, a błędy same się ominą. Owszem, można te błędy popełniać sameu i na tej podstawie wyciągać wnioski na przyszłość, ale dobrze mieć zawsze ich świadomość i wiedzieć, jak ich unikać, bo podobno dobre pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz.

Mamy nadzieję, że nasz artykuł Wam się podobał i będziecie z niego czerpać korzyści podczas wykorzystania marihuany w kuchni.

Enjoint!

Zobacz również inne artykuły