whopper

Whopper masakruje dietetyków: burgery są zdrowe (zobacz jak)

by Stonerchef

Ktoś kiedyś popełnił bardzo duży błąd i nie mówimy tutaj o osobach, które weryfikowały talent pewnego niedoszłego malarza – chodzi nam o pewnego anonima (ale znajdziemy cię, nie martw się, karma wraca), który wymyślił wierutną bzdurę, wedle której podział na zdrowe i niezdrowe jedzenie opiera się na formie podania posiłku. I tak oto, szereg zdrowych i pełnowartościowych posiłków – jak np. burger – został paskudnie zdemonizowany, a co najgorsze, ta stygma utrwaliła się i urosła do przerażających rozmiarów.

Zgadza się, to, co właśnie przeczytaliście we wstępie, wcale Wam się nie przyśniło – burger to pełnowartościowy i zdrowy posiłek. Tam jest absolutnie wszystko, o potrzeba – odpowiednia ilość białka (chyba, że robimy challenge na 20-piętrowego burgera), skromna dawka węglowodanów (no come on, jedna bułeczka), kombinacja tłuszczów różnego pochodzenia, a do tego rozsądna porcja warzyw.

Co więc powoduje tymi wszystkimi ekspertami, którzy przekonują nas codziennie, że jeśli chcemy czuć się zdrowo, mieć ładną sylwetkę i przenosić góry, to koniecznie musimy zrezygnować z burgerów, pizzy, zapiekanek i innych „ciężkich” dań na rzecz posiłków „lekkich”?

Ano właśnie to całe „eksperctwo”. Ktoś kiedyś powiedział, że mięso czerwone i tłuszcze zwierzęce są złe, że cholesterol jest bezwzględnie zły, a gluten sieje spustoszenie nawet w organizmach Transformerów. A że ten ktoś miał zestaw różnych skrótów przed nazwiskiem, z jakichś przyczyn znalazł poklask u towarzystwa wzajemnej adoracji, a później – jak w reakcji łańcuchowej – u lwiej części ludzi, którzy nie potrafią weryfikować informacji z różnych źródeł.

No bo nie oszukujmy się – większość osób woli ślepo zawierzyć ekspertowi (w końcu coś tam się uczył na dany temat), zamiast pofatygować się o zadanie pytania „czy to faktycznie ma sens?”, a jak wiadomo, eksperci – podobnie jak Kościół – nie lubią ludzi, którzy zadają pytania. Typowa reakcja na strach przed utratą autorytetu.

Dlaczego burger jest zdrowym posiłkiem?

Mięso

Weźmy sobie na ogień takiego klasycznego Whopperka z antrykotem wołowym w środku.

200g kotleta przynosi nam ok. 52g białka o idealnym profilu aminokwasowym, najbardziej zbliżonym do profilu białkowego ludzkich mięśni. Nie jest to przypadek, że sportowcom zaleca się zwiększenie podaży mięsa wołowego w celu przyspieszania regeneracji mięśni po urazach. Oprócz tego, wołowina jest bogata w glutation, który wzmacnia układ odpornościowy i spowalnia procesy starzenia.

Do tego dochodzi spora dawka l-karnityny, przydatnej w redukcji stresu oksydacyjnego i wspierającej pracę serca; mamy również szereg witamin z grupy B (uczta dla mózgu), żelazo, magnez, cynk, selen, potas i inne cenne minerały.

Na sam koniec wypada jeszcze wspomnieć o cholesterolu z tłuszczów nasyconych, który wpływa na regulację gospodarki hormonalnej. Z kolei kwas CLA – wołowina jest jednym z jego lepszych źródeł -pomaga przyspieszyć spalanie tkanki tłuszczowej.

Ach, pamiętajcie, że tłuszcze nasycone wspierają pracę mózgu, serca, poprawiają gęstość kości i wzmacniają układ odpornościowy oraz nerwowy. Dlatego właśnie wołowina (odpowiednio chowana i karmiona), jajka, masło i śmietana są jak najbardziej w porządku dla naszego zdrowia.

Bułka

Jeśli ktoś będzie nam w stanie wytłumaczyć, co jest nie tak z domową bułką pszenną, w której znajduje się tylko mąka, drożdże, mleko, masło, jajka i sól, to nigdy więcej nie wyjrzymy poza orkisz typ 2000. Mówimy oczywiście o osobach zdrowych, bez alergii na gluten, bo to wciąż jest (jeszcze) zdecydowana mniejszość.

Z ok. 450g mąki wychodzi nam 8 bułek do burgerów (rozmiar regularny – większych wyjdzie nam 6, mniejszych 12).  To jest 56.2g mąki na bułkę (ok. 30g węglowodanów – grubo się bawimy, nie?). Okej, w całej porcji znajdują się jeszcze 3 łyżki czubate cukru (~50g w zależności od pojęcia „czubatości”). To nam daje na jedną bułkę – uwaga, macie nocnik i pieluchy? – niecałe 6,2 grama białej śmierci.

Dodatki

Hm… Warzywa. Co wkładamy do takiego klasycznego Whopperka? Kiszone ogórki, pomidor, cebula i sałata. Oby nas to nie zabiło – tak samo, jak ten cheddar od krowy, która się pasła na trawie. A tak całkiem poważnie, to wyżej wymienione warzywa (oczywiście nie każde z osobna) są źródłem witamin A, D, E i K, które najlepiej przyswajają się w obecności tłuszczu.

Sosy też robimy od zera i nie znajdzie się w nich szczypta chemii bądź wypełniaczy, bez których porządny, dobry sos może się jak najbardziej obejść. Jest tam za to sporo przypraw, których wartości prozdrowotne dzisiaj niesłusznie się pomija.

Czy burger może być niezdrowy?

Pewnie, że może. Tak samo, jak rosół, barszcz czerwony, risotto, czy sałatka Cezar. Tu nie chodzi o formę podania, tylko o to, jaka jest jakość zawartości naszego posiłku.

Co więc może pójść nie tak przy burgerze?

Absolutnie wszystko. Jeśli idziecie do sieciówki albo do knajpy, która lubi oszczędzać na jedzeniu, to taki scenariusz należy założyć.

Nie spodziewajcie się dobrze odżywionego mięsa, ani tego, że na jakimkolwiek etapie przygotowania podchodzono do niego z szacunkiem. Sól do takiego mięska też sypie się raczej typowo kuchenną, nie wspominając o wzmacniaczach smaku, które często są w takiej wołowinie obecne.

Bułka też może pozostawiać wiele do życzenia. Obecność spulchniaczy (najczęściej sojowych) i cukier na drugim miejscu w liście składników to też nie jest coś, co chcielibyśmy wrzucić do brzuszka – a na pewno nie z czystym sumieniem.

Wbrew pozorom, ser i sosy, to potencjalnie największe skupisko rzeczy niepożądanych. Już sama tekstura tego „serka kanapkowego” pozwala mieć wątpliwości, czy to kiedykolwiek stało obok sera (ale nazywa się cheddar i ma dziecko na okładce, więc bierz Halyna, poza tym, to jest 15 zł na kilogramie!!!!!!!!!!). A sosy… cóż, na sosy w ogóle spuścimy zasłonę milczenia.

Ale nie martwcie się! Są tam warzywka, na bank pozyskiwane z lokalnych gospodarstw! A mięso przygotowuje dziś Bernard – a jak Bernard przygotowuje, to nie ma chu… to musi być pyszne i zdrowe!

Oto, co dostaniecie w sieciówkowym standardzie:

whopper

Źródło: Serious Eats

Kiedyś się jeszcze ratowaliśmy tego typu „pożywieniem” w trasie przy stacjach, ale odkąd przegadaliśmy ze sobą, że nigdy nie będziemy usprawiedliwiać złych wyborów brakiem czasu albo własnym nieogarnięciem, takie doświadczenie stało się nie do przyjęcia.

Po pierwsze, po takim „burgerze”, przez resztę dnia towarzyszy nam uczucie ultra suchości w ustach, coś jakby ciągle wysysano z nas wodę, a za 10 minut ma się ochotę zapić to colą i zagryźć batonem. Sensacje żołądkowe pominiemy, bo chodzenie wysadzonym przez parę godzin też nie należy do przyjemnych.

Jeśli chcecie się przekonać na własnej skórze, że wyżej wymienione atrakcje to nie wymysł naszej francuskiej natury, odetnijcie się na dwa miesiące od śmieciowego jedzenia (tak zupełnie) i zacznijcie jeść dobre rzeczy z prostym składem – po tym czasie będziecie wyczuwać marne żarcie na kilometr.

A oto, co my dostajemy średnio 4 razy w tygodniu w domu:

whopper

Ten posiłek, z kolei, sprawia, że przez ok. 2-3 godziny czujemy się dobrze najedzeni (wiadomo, tłuszcz to najbardziej stabilne paliwo dla organizmu), po podniebieniu latają absolutnie wszystkie smaki, które zamknęliśmy w bułce, ale, co najważniejsze,  mamy poczucie, że odżywiliśmy nasze brzuszki, miast chwilowo zagłuszyć głód.

  • Nie zastąpiliśmy tłustego antrykotu chudym drobiem.
  • Nie wyrzuciliśmy majonezu i sosu BBQ na rzecz jogurtu 0% i przecieru pomidorowego.
  • Bułka nadal jest biała, a jedyne ziarna, jakie na niej znajdziecie, to ziarna sezamu.
  • Ser pozostał nieodtłuszczony.

Technicznie rzecz biorąc, to jest taki sam burger. Jedyna, a zarazem największa różnica, polega na jakości składników. Antrykot pochodzi od sprawdzonego rzeźnika, u którego cała rodzina zaopatruje się w mięso. Pomidor działkowy, cebula z bazaru, kiszone ogórki roboty Wytrawnej Mamy. Ser ma w składzie tylko mleko, kultury bakterii starterowych, podpuszczkę mikrobiologiczną, sól i barwnik annato. Majonez ukręcony w domu na dziadkowych jajkach (to nie brzmi dobrze, ale to prawda), a sos BBQ obszedł się bez syropu glukozowo-fruktozowego, konserwantów, zagęszczaczy i wzmacniaczy smaków. O bułce już pisaliśmy, więc poprosimy Was tylko, żebyście na nią spojrzeli, a następnie porównali ją do tej na zdjęciu wyżej.

Pewnie nie możecie się doczekać, żebyśmy się w końcu wypucowali z przepisem.

Składniki:

składniki na whoppera

Whopper burger:

360g mielonej wołowiny (u nas antrykot, ale rostbef albo karkówka też dadzą radę)

2 brioszki do burgerów

Domowy sos BBQ

Domowy majonez (w wersji bez kolendry)

Kilka plastrów sera Irish Red Cheddar (byle nie od polskich producentów)

Kilka plastrów pomidora

2 ogórki kiszone

1/2 cebuli cukrowej pokrojonej w krążki

Kilka porwanych liści sałaty lodowej

Sól i pieprz do smaku

No, to po jednym, ku zdrowotności

składniki na whoppera

Zwróćcie sobie uwagę na samą wołowinę – zmielona dwa razy, idealne do burgerów proporcje mięsa do tłuszczu, no i kolorek plus tekstura… Ręce świerzbią, żeby ulepić kotlety.

Bierzemy więc naszą porcję wołowiny, dzielimy ją na dwie kule, z której formujemy okrągłe burgery. My jeszcze wpuściliśmy do masy trochę sosu riverbridge i aromatu dymu wędzarniczego. W tym czasie rozgrzewamy porządnie patelnię, którą można wcześniej delikatnie wysmarować tłuszczem – ale to dosłownie bardzo cieniutko.

ulepiony burger

Oba kotlety przyprawiamy solą i pieprzem, po czym kładziemy je na rozgrzanej patelni.

burgery na patelni

Czekamy, aż zmienią kolor do połowy (ok. 2 minuty na dużym ogniu), po czym zmieniamy stronę, ponownie przyprawiamy solą i pieprzem i smażymy kolejne 2-3 minuty. Wtedy burgery powinny wysmażyć się na „medium”.

Równolegle do burgerów, możemy zgrillować bułki. Robimy to na średnim ogniu na maśle, aż każda bułka będzie w środku chrupiąca i zyska złoty kolor.

bułki na patelni

Jeśli chodzi o ser, to możemy go roztopić na patelni – kładąc go na kotlety – lub dać im dosłownie 2-3 minuty w piekarniku z opcją grilla.

Teraz pozostaje nam już tylko złożyć wszystko w logiczną i pyszną całość.

  1. Każdą bułkę smarujemy majonezem (obie połówki).
  2. Na nich układamy kotlety z roztopionym cheddarem.
  3. Dodajemy sos BBQ (sporo), na którym kładziemy pomidora, cebulę i ogórki.
  4. Na górnej bułce układamy sałatę lodową.
  5.  Żremy jakby miało nie być jutra.

whopper whopper

Na sam koniec chcielibyśmy Wam tylko życzyć, żeby nie zawsze iść za opiniami większości, bo nawet jeśli sto tysięcy ludzi robi jakąś głupią rzecz, to ta liczba wcale nie sprawia, że przestaje ona być głupia.

A jeśli chcecie wiedzieć więcej o tym, jak jeść codziennie rozpustne żarcie i nie tyć, to zapraszamy do zapoznania się z TYM artykułem.

podpis pod postem

Zobacz również inne artykuły