Co prawda skrzydełka z kurczaka serwowane prosto z grilla nie mają sobie równych, ale jeśli się dobrze postarać, to w piekarniku można się całkiem nieźle zbliżyć do niedoścignionego wzoru. Dzisiaj dla odmiany postawiliśmy na jak największą (jak na nasze możliwości) prostotę.
Serio, tylko skrzydełka, prosty sos i podstawowe przyprawy, które raczej każdy ma w domu – a jak nie ma, to zawsze łatwo je znajdzie w pobliskim sklepie. Dominują smaki ostre i słodkie, a towarzyszy im odrobina wędzonego aromatu z papryki i wspaniała glazura, która jest niejako podziękowaniem za naszą cierpliwość przy piekarniku.
Kurczak nie jest wybitnie częstym gościem na naszych talerzach. Umówmy się, są dużo lepsze jakościowo gatunki mięsa, a naprawdę niezły kurczak, który chował się w dobrych warunkach i „wiódł szczęśliwe życie” potrafi sporo kosztować.
Mimo wszystko, czasami nachodzi nas ochota na drób, który da się zrobić przy minimalnym nakładzie pracy i naszej obecnej zawartości szafki z przyprawami oraz sosami. Kurczak jest banalny w przygotowaniu – nie ma, że medium rare albo semi-well done. Jeśli kurczak wychodzi nam medium rare, to jest to wyraźna wskazówka, że być może powinniśmy zmienić zainteresowania.
Mięso z kurczaka ma być przede wszystkim soczyste – i w tym tkwi cały szkopuł.
Kurę łatwo wysuszyć, a suchy kurczak – podobnie jak w połowie surowy – jest niejadalny, z tą różnicą, że ten pierwszy wyłącznie ze względu na smak i brak jakiejkolwiek przyjemności z wciągania trocin. Dlatego fajnie jest, jeśli korzystamy z tłustszych partii, takich jak np. udka lub skrzydełka.
I tak polecieliśmy na YOLO, bo Królowa Słodkości nie przepada za skórką i akurat wyznaje teorię Czystego Mięsa, więc do piekarnika wleciały też stripsy z filetu z piersi, aby Imperator był syty i Królowa cała. Na szczęście sos, którym podlewaliśmy mięso, zadbał o to, by jedzonko było soczyste do granic możliwości.
Do przygotowania słodko-ostrych skrzydełek z kurczaka przydadzą się:
- duża miska,
- folia aluminiowa,
- kratka do studzenia,
- pędzelek silikonowy,
- nóż szefa kuchni,
- szczypce,
- durszlak,
- ręczniki papierowe,
- trzepaczka.
Parafrazując pewnego popularnego DJ-a:
Mama mówi do mnie: co to znaczy „weź skrzydełko?” A ja jej na to… weź skrzydełko, to zobaczysz! Jazdaaaaaaaaaaaaaa!
Składniki:
Słodko-ostre skrzydełka z kurczaka:
ok. 1kg skrzydełek
3 łyżki miodu
3 łyżki octu balsamicznego
3 łyżki ulubionego ostrego sosu (u nas poszła sriracha)
1,5 łyżki słodkiej wędzonej papryki
2 czubate łyżeczki mielonego czosnku
2 płaskie łyżeczki kminu rzymskiego*
3/4 łyżeczki cynamonu*
1 łyżeczka mielonej kolendry*
1,5 łyżeczki soli himalajskiej
* te przyprawy są akurat opcjonalne, ale mocno polecamy ich użycie do natarcia skrzydełek – nadają im zniewalającego aromatu.
I believe I can… A dobra, jednak nie…
Zaczynamy od nagrzania piekarnika do 175 stopni (termoobieg).
W dowolnym naczyniu mieszamy z sobą ocet balsamiczny, miód oraz ostry sos. W małej miseczce, natomiast, łączymy wszystkie przyprawy do natarcia kurczaka.
Kiedy piec dochodzi, bierzemy się za przygotowanie mięsa pod przyprawianie. Najpierw dzielimy skrzydełka – najlepiej będzie złamać je w miejscu, w którym spotykają się obie kości, a później rozciąć je nożem. Następnie myjemy mięso pod zimną wodą i osuszamy je na ręczniku papierowym.
Rozkładamy każde skrzydło obok siebie i nacieramy je z obu stron przyprawami. Możemy to też zrobić w misce.
Kiedy piekarnik będzie gotowy, kładziemy skrzydła na kratce do pieczenia, a na spodzie piekarnika układamy blachę wyłożoną folią aluminiową, która będzie zbierać skapujący tłuszcz i sos.
Pierwszy raz pieczemy skrzydełka przez 15 minut. Po tym czasie wyciągamy blachę i smarujemy mięso sosem z jednej strony, po czym przewracamy je na drugą stronę i smarujemy ponownie.
Nasze skrzydełka z kurczaka ponownie lądują w piekarniku na 15 minut. Czynność ze smarowaniem, przewracaniem i pieczeniem powtarzamy, aż z sosu zrobi się glazura, a skrzydełka będą przypieczone dokładnie pod nasze upodobania. Nam wystarczyły 3 smarowania, czyli łącznie 45 minut pieczenia.
Trochę żałujemy, że nie zrobiliśmy do tego frytek i jakiegoś colesława, bo to już w ogóle byłby jakiś obłęd, ale w ostateczności towarzystwo majonezu spełniło nasze tłuste pragnienia, natomiast skrzydełka można równie dobrze pałaszować bez niczego. Rencami, ma się rozumieć!