Quesadilla – jedno z najprostszych rozwiązań na szybkie pokonanie Pacmana. Potrawa, która wymaga jedynie nałożenia półproduktów na placek tortilla, złożenia ich w pół i zachowania przytomności, żeby nie spalić ich na patelni. Nasza quesadilla przeszła mutację – taką niewinną, co prawda, ale jakże czarującą i grzeszną. Stonersi, zróbcie chałwas dla Pizzadilli!
Jak już możecie się domyślać, nasze czarne podniebienia ogarnęły sobie, że przez ostatni miesiąc kombinowaliśmy mocno w kuchni – na tyle mocno, że Królowa Słodkości obwieściła, że brakuje jej sera ciągnącego się do sufitu, salami pepperoni, soczystego sosu pomidorowego i naszych domowych tortilli.
No i co ma zrobić władca Wytrawnego Imperium? Jak to „co”? Jak kocha, to utuczy.
Ci z Was, którzy nie stronią od fast foodów, zapewne skojarzą ten przepis z jedną z najnowszych pozycji w menu KFC – zmodyfikowanej Chizzy. Nie ukrywamy, jest nam smutno z tego powodu, że pierwotna wersja się nie przyjęła; w końcu gigantyczny strips z piersi kurczaka służący za ciasto do pizzy to pomysł godny szacunku, ale sieciówka chyba miała problem z „dowożeniem” (dosłownie i w przenośni) jakości tego formatu.
PRAGNIESZ DAWNEJ CHIZZY? PRZYGOTUJ ŚLINIAK I ZOBACZ:
Chizza z sosem śmietanowym i czerwoną cebulą duszoną z pieczarkami
Wrócili z czymś, co w sumie można rozumieć jako quesadilla o smaku pizzy, czyli w naszym rozumieniu pizzadilla. Ze zdjęć dostępnych w internetach wróżymy, że i w tej wersji ta pozycja się długo nie utrzyma, dlatego na wypadek, gdyby spodobała Wam się ta koncepcja, a KFC wycofałoby ją z obrotu, służymy deską ratunkową, kapokiem, parą rękawków i łodzią podwodną w postaci przepisu na domową pizzadillę.
Wedle zasady „wszystko od zera”, każdy półprodukt wyszedł z naszej kuchni. Domowe placki tortilla, szorstkie w dotyku, idealnie wysmażone, elastyczne i pachnące delikatnie oliwą – coś, czego chemiczne gumowe dyski z supermarketu nigdy nie będą Wam w stanie zapewnić. W końcu ciasto było ręcznie wyrabiane i odpoczywało nie godzinę, nie dwie, a pełną dobę, dzięki czemu można w nich jeść tacos i burritos, a jednocześnie spoliczkować nim potencjalnego napastnika na ulicy. Jeszcze nie sprzątają mąki z blatów, ale pracujemy nad tym. Na plackach spoczywa z kolei długo gotowany i esencjonalny sos pomidorowy – gęsty, mięsisty, do którego starta mozzarella klei się jak usta do sernika kajmakowego.
Do tego salami pepperoni, pieczarki przesmażane na maśle na pół-chipsy i to właściwie tyle. Sześć quesadilli, dwanaście trójkątów, z czego każdy pulsuje od wytapiającego się sera.
Tego nam było trzeba. I tego potrzeba również Wam.
Do przygotowania pizzadilli przydadzą się:
- nóż szefa kuchni,
- duża patelnia,
- średnia miska,
- wałek,
- szpatułka lub łyżka.
Idziemy swatać ze sobą dwie bardzo odległe kuchnie – jacyś chętni na widownię?
Składniki:
Quessadilla o smaku pizzy z pepperoni (Pizzadilla):
Ok. 300ml sosu pomidorowego do pizzy
Ok. 300g startej mozzarelli
Kilkanaście plastrów salami pepperoni
2-4 pieczarki
1 łyżka masła
Sól i pieprz do smaku
Włoch by pewnie powiedział „Vaffanculo!”
Jeśli już uporaliśmy się z przygotowaniem zarówno sosu pomidorowego, jak i ciasta na placki, wystarczy teraz postępować zgodnie z poniższymi instrukcjami.
Po pierwsze, primo! Na patelni rozgrzewamy 1 łyżkę masła i dodajemy pieczarki pokrojone w cienkie plastry. Doprawiamy je solą i pieprzem, po czym smażymy na średnim ogniu ok. 5 minut, mieszając dość często, aż pieczarki zaczną robić się delikatnie chrupiące (moment zmiany tekstury zwiastuje konieczność zdjęcia patelni z ognia).
Po drugie… Primo! Kładziemy na blacie pojedynczy placek tortilli i na jego połowie układamy po kolei: sos pomidorowy, ser, salami, pieczarki i odrobinę sera na koniec. Składamy tortillę i to tyle jeśli chodzi o fazę przygotowawczą.
I po trzecie, primo… Ultimo! Rzucamy dwie pizzadille obok siebie na dobrze rozgrzaną dużą patelnię. Dociskamy nasze placki do dna patelni przy użyciu drewnianej łopatki i smażymy tortille na sporym ogniu przez ok. 3 minuty z każdej strony, aż ser będzie całkowicie stopiony. Powtarzamy to z pozostałymi pizzadillami.
Byliśmy naprawdę głodni i celowo zrobiliśmy tego rarytasu na wyrost, ale w pewnym momencie powiedzieliśmy – jak życie w tej gównianej piosence radiowej – „Pas” i… wróciliśmy za 5 minut dokończyć dzieła. Zresztą, każdy kolejny kęs pizzadilli zanurzonej w gęstym pomidorowym sosie sprawia, że uczucie sytości znika przynajmniej z naszej głowy. Wróci, gdy uczta się skończy i wtedy o sobie przypomni.
Mimo wszystko, radzimy zachować spokój. Domowe nie tuczy.