W naszym domu nie ma świąt bez makowca. To taka tradycja przekazywana z pokolenia na pokolenie – babcia piekła, ciocie piekły, teraz my pieczemy, bo wigor w nas ogromny, a fantazja i apetyt jeszcze większa. W wigilię czarowaliśmy kajmakowcem, natomiast w Wielkanoc to pistacjowiec uzupełniał poziom glukozy we krwi wszystkich domowników. Poprzez pistacjowiec rozumiemy makowca z kremem pistacjowym. Ciężki, wilgotny, pełen masy i kremu – słodki, oczywiście, bo deser ma być słodki.
Posiedzenia rodzinne przy świątecznym stole są zawsze niezwykle przyjemne. Wiecie, gromadzimy się w kółeczku, każdy łapie za jajko (swoje), dowiadujemy się, co tam u kogo, śmiejemy się, biesiadujemy i co chwilę słuchamy, że już jesteśmy za chudzi.
Takie posiedzenia mają również walory edukacyjne; wręcz filozoficzne, chciałoby się rzec. Jeśli chodzi o desery, to często tak mamy – przeważnie wśród znajomych i rodziny – że podczas konsumowania ciasta pada taki zwrot:
Dobre… Bardzo dobre! Ale słodkie
Nie inaczej było tym razem podczas pałaszowania pistacjowca. A ponieważ my jesteśmy normalną rodziną, bez żadnych skrzywień żywieniowych, przy stole w końcu odezwał się zdecydowany głos rozsądku – i chcielibyśmy, abyście zrozumieli istotę poniższego przekazu, żeby przestać powtarzać ten absurdalnie nielogiczny slogan.
No i bardzo dobrze! To jest deser, to ma być słodkie. Jak zjem jeden kawałek, to mam mieć takiego banana na twarzy i spełnienie w środku, że kawałek – no dobra, góra dwa – mi w zupełności wystarczy. A nie, że jem, jem, jem i coś tam niby czuję, ale dalej muszę jeść, żeby poczuć tak fest. Jakbym chciała się zapychać chlebem, to bym upiekła chleb.
Wyjaśnione, pozamiatane, dziękujemy. Skoro już więc tyradę spod znaku „Kazań Piotra Skargi” mamy za sobą, rzućmy cukrem okiem na potrzebny sprzęt i listę zakupów.
Do przygotowania makowca-pistacjowca przydadzą się:
- mikser z hakami do wyrabiania ciasta,
- podłużna forma do pieczenia, tzw. keksówka,
- trzepaczka,
- papier do pieczenia,
- nóż szefa kuchni,
- malakser,
- szpatułka,
- rondelek,
- kilka sporych misek.
A teraz kartka i długopis w dłoń – i notujemy.
Składniki:
Makowiec-pistacjowiec (ciasto):
ok. 200g mąki pszennej uniwersalnej (typ 480)
60ml mleka
50g masła
2 żółtka
8g suchych drożdży
25g brązowego cukru
1/4 łyżeczki soli himalajskiej
Ziarenka z jednej laski wanilii
Wypełnienie:
200g mielonego maku
60g brązowego cukru
110g miodu
1 łyżeczka cynamonu
1/2 łyżki masła w temperaturze pokojowej
200ml mleka (do sparzenia maku)
2 białka jaj
Krem pistacjowy do wysmarowania ciasta (wedle uznania) + posiekane pistacje do posypania
Lukier:
ok. 150g cukru pudru
ok. 2 łyżki wody
Siała baba mak… i sanki dostała
Nasze starania o tytuł „Makowca Roku” zaczynamy od ciasta drożdżowego.
W rondelku zagrzewamy mleko (do nie więcej niż 40 stopni). Przy okazji możemy w nim roztopić również masło – robimy to na małym ogniu, mieszając w garnku co jakiś czas.
Zawartość rondla wlewamy do miski, po czym wsypujemy drożdże oraz cukier. Czekamy, aż drożdże zaczną bąblować, a następnie dodajemy do nich sól i ziarenka wanilii wykrojone z laski.
Do całej mieszanki wsypujemy ok. 100g mąki i miksujemy masę do uzyskania jednolitej konsystencji.
Teraz w misce powinny wylądować żółtka – po jednym na raz. Miksujemy to wszystko, aż masa zrobi się bardziej lejąca, a później dodajemy resztę mąki, do momentu, w którym ciasto będzie miękkie, elastyczne i może odrobinę lepkie. Powinno jednak z łatwością odchodzić od dłoni.
Ciasto na makowiec-pistacjowiec wkładamy do natłuszczonej miski, którą zakrywamy folią spożywczą i odstawiamy je na ok. godzinę. Powinno podwoić wtedy swoją objętość.
Wykorzystujemy to okno czasowe, w którym rośnie ciasto i zabieramy się za masę makową.
Wkładamy do miski mak i wylewamy do niego wrzące mleko, aby się nasączył – całość mieszamy dokładnie szpatułką i odstawiamy masę do wystygnięcia.
W średniej misce ubijamy mikserem pianę z białek (na sztywno) i wprowadzamy ją do masy makowej partiami, bardzo delikanie, okrężnymi ruchami. Szpatułka nada się do tego idealnie.
Wracamy do wyrośniętego ciasta. Wyjmujemy je z miski, kładziemy na blacie posypanym mąką i rozpłaszczamy je dłonią, a następnie rozwałkowujemy na grubość ok. 3 do 5 mm.
Na arkuszu rozsmarowujemy masę makową, wykańczając to wszystko na górze kremem pistacjowym.
Zawijamy makowiec niczym roladę, a końce ciasta podkładamy pod spód. Ciasto wkładamy do formy wyłożonej papierem do pieczenia.
Nasz pistacjowiec będzie się piekł przez ok. 35-40 minut w piekarniku rozgrzanym do 190 stopni (termoobieg).
Kiedy wyjmiemy ciasto z pieca i odstawimy je do wystudzenia, możemy przygotować lukier (mieszamy wodę z cukrem pudrem, gg wp ez) oraz roztopić białą czekoladę w kąpieli wodnej. Posiekamy też sobie pistacje do dekoracji.
Najpierw polewamy pistacjowiec lukrem, później czekoladą, a na samym końcu sypiemy pistacje.
Kiedy patrzymy na makowiec-pistacjowiec, mamy przed oczami wiersz „Lokomotywa”, Juliana Tuwima. Stoi na deskach taka potężna, wysadzana pistacjami i nafaszerowana po brzegi masą makową oraz kremem pistacjowym. Zupełne przeciwieństwo sklepowych makowców, które są zazwyczaj puste pomimo wzorowo opływowej obudowy i skrupulatnie osadzonego lukru. Generalnie byliśmy pewni co do połączenia: krem pistacjowy – ciasto drożdżowe, ale combo zrobione z makiem budziło już pewne wątpliwości. Zupełnie niepotrzebnie, bowiem w naszym pistacjowcu wszystko gra tak, jak trzeba, natomiast poetyckie obrazy ustępują miejsca silnemu pragnieniu posłużenia się słownikiem Agnieszki Frykowskiej w czasach jej świetności.
Omnom.