wpływ konopi na metabolizm

Dlaczego użytkownicy konopi są szczuplejsi niż reszta świata? (My wiemy)

by Stonerchef

Umówmy się, konopie i utrata wagi przeważnie nie występują obok siebie w jednym zdaniu, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę prędkość, z jaką osoba doświadczająca gastro potrafi opędzlować zawartość swojej lodówki, kiedy się nakannabinoiduje. A jednak! Badania (i wiele życiowych przykładów) wyraźnie pokazują, że użytkownicy konopi nie tylko są z reguły szczuplejsi od osób niekorzystających, ale również są mniej narażeni na otyłość, zespół metaboliczny, cukrzycę typu II, insulinooporność i choroby serca. Ciekawe? No to jedziemy dalej.

*Zanim zabierzecie się za lekturę tego artykułu, pamiętajcie, że konopie to nie jest jakiś magiczny środek na wszystko, więc jak na co dzień jecie syf, pijecie alkohol i mało się ruszacie, to możecie oczekiwać jedynie adekwatnych do tego rezultatów. Organizm to dość spory lokal dla człowieka i jak mu przecieka dach, to raczej ten dach naprawiamy, zamiast montować w miejscu dziury klimatyzację*

Nie trzeba pozjadać wszystkich rozumów (pozjadać – taki żarcik tematyczny), żeby zauważyć, że w Polsce mamy coraz mniej wolnej przestrzeni z uwagi na plagę otyłości, która dotyka nasz kraj i całą wielką cywilizację.

Niestety, ale w czasach, gdy zalewa nas masa przetworzonej żywności, przed ludźmi stawia się nieludzkie wymagania, na najmniejszy ból głowy lecą dwie tabletki Przeciwbólu Forte Express Max Extra Fix, a dobra jakość snu stała się towarem deficytowym, nasz metabolizm dostaje ostro po dupie.

Dodajmy do tego cukier, który jest do wielu rzeczy wpychany na siłę do składu, społeczne uzależnienie od leków i alkoholu w naszym kraju oraz eksperymentowanie z dietami-cud — i mamy gotową receptę na rozwalenie sobie organizmu.

Zanim więc przejdziemy do sedna naszego artykułu, postarajmy się spojrzeć na problem otyłości w sposób mniej zero-jedynkowy niż „no przecież wystarczy wpieprzać mniej niż jest się w stanie spalić”.

Tycie to coś więcej, niż tylko dodatni bilans kaloryczny

Generalnie rzecz biorąc, nasza waga jest podyktowana bilansem pomiędzy podażą kalorii a wydatkiem energetycznym, do którego dochodzi w ciągu dnia.

W dużym skrócie, jeśli spalamy mniej niż przyjmujemy, to rośnie nam kałdun.

Jeśli bilans jest na równi, utrzymujemy wagę.

Ujemny bilans, z kolei, wiąże się z utratą wagi.

I tu dochodzimy do momentu, w którym sprawy zaczynają się odrobinę komplikować, bo o ile fizycznie jesteśmy w stanie sobie odmówić nadprogramowego jedzenia, to nie możemy nagle kazać naszemu organizmowi, żeby zaczął spalać więcej niż przyjmuje.

To jest cały proces, który może zaburzyć kilka czynników, z czego na zdecydowaną większość z nich mamy bezpośredni wpływ.

Co może zaburzać spalanie kalorii?

Nie chodzi nam tutaj wyłącznie o spalanie podczas właściwego wysiłku fizycznego, ale również o to, jak nasz organizm radzi sobie z wykorzystaniem przyjmowanego materiału energetycznego, gdy przebywa w szeroko pojętym spoczynku.

Zaczniemy od czynnika, którego wiele otyłych ludzi używa w ramach usprawiedliwienia stanu, do którego się doprowadzili.

1. Genetyka

„Ja nic nie poradzę, że jestem gruby/a, to geny”.

„Mogę jeść ziarnko ryżu dziennie, a i tak spuchnę jak bania”.

Mamy więc argument pt. „bo tak”, a także próby wytłumaczenia tegoż zjawiska w sposób, który nie ma absolutnie nic wspólnego z tym, jak obciążenie genetyczne determinuje skłonności do bycia w niebezpiecznej nadwadze.

Jest to oczywiście prawdą, że jeśli matka lub ojciec danej osoby (albo obydwoje na raz) są otyli, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że u tej osoby, prędzej czy później, rozwinie się jakaś forma otyłości.

Nie jest to jednak spowodowane żadną magiczną sztuczką, która w zależności od „upośledzenia genetycznego” mnoży kalorie przyjmowanego posiłku o X-kroć.

Chodzi o pewną dysfunkcję hormonalną.

U osób z genetyczną skłonnością do otyłości występuje niższa produkcja leptyny, hormonu odpowiedzialnego za regulację pobierania pokarmu i gospodarki energetycznej organizmu.

Leptyna wysyła do mózgu sygnały o zasobach energetycznych — jeśli więc wszystko jest z nią w porządku, to nasz mózg potrafi precyzyjnie stwierdzić, kiedy trzeba przestać jeść.

Zbyt niska produkcja leptyny lub niewrażliwość receptorów dla tego hormonu powoduje, że nasz organizm ma problemy ze zdefiniowaniem uczucia sytości i zaczyna programować się na przetrwanie głodu.

Organizm rezygnuje z procesów energochłonnych na rzecz magazynowania tłuszczu w obawie przed wygłodzeniem, choć fizycznie możemy zbliżać się do przysłowiowego korka.

2. Niewystarczająca ilość snu lub jego słaba jakość

Brak odpowiedniej ilości snu również negatywnie wpływa na naszą gospodarkę hormonalną, a co za tym idzie, może przyczyniać się do wzrostu nadprogramowych kilogramów.

W badaniu przeprowadzonym w 2006 roku przez Wydział Medycyny Uniwersytetu Warwick na grupie 28 tys. dzieci i 15 tys. dorosłych, zaobserwowano, że niewystarczająca ilość snu jest powiązana z niemal dwukrotnie większym ryzykiem zachorowania na otyłość zarówno u dzieci, jak i u osób dojrzałych. [1]

Przypomnijcie sobie, ile razy — gdy budziliście się niewyspani — zaraz później mieliście uczucie dziury w brzuchu i typowo głodowego burczenia, mimo że wcale nie oszczędzaliście się z jedzeniem dnia poprzedniego. To właśnie skutek nadprodukcji greliny.

Według profesora Cappuccio, który prowadził to badanie, brak snu zaburza gospodarkę hormonalną poprzez osłabienie produkcji leptyny (wcześniej wspomnianego regulatora apetytu) na rzecz greliny, hormonu, który nasz apetyt stymuluje.

3. Brak ruchu

Człowiek współczesny rusza się nieporównywalnie mniej od swoich przodków.

Kiedyś (kiedyś to było, kurrrrrrła) proste czynności, takie jak sprzątanie domu, wyjście po zakupy spożywcze, zmywanie naczyń, czy przebywanie krótkich dystansów, wymagało od nas wysiłku fizycznego.

Dzisiaj, oprócz tego, że większość ludzi jest przykutych do biurka przez 8 godzin dziennie, to technologia zwyczajnie nas rozleniwia.

Zmywać nie trzeba — są zmywarki.

Sprzątać nie trzeba — mamy przecież samoobsługowe odkurzacze, a jak więcej złota sypnie z nieba, to i fundusze na sprzątaczkę się znajdą.

Zakupy można zrobić online — niech kurier wnosi.

A zamiast nóg wskakujemy za kierownicę samochodu — i patataj, mechaniczne konie.

Czymże jest więc te 1,5 godziny wysiłku na siłowni, który wiele ludzi wykonuje bez żadnego przemyślenia, w obliczu całego dnia przesiedzianego w robocie i dodatkowej sesji wieczornej przed kompem albo konsolą — oczywiście przy sporcie, no bo to przecież Fifa jest, nie?

Wniosek? Więcej siedzimy, mniej się ruszamy, więcej jemy.

Więcej nie trzeba dopowiadać.

4. Leki

Ból głowy — do apteki.

Biały ślad na paznokciu — do apteki

Sraczka — do apteki

Gorączka — do roboty… i do apteki.

W dużym skrócie, nieważne jest żywienie, regeneracja, ograniczenie stresu; jak jest objaw, to na bank mamy na to tabletkę.

A u Polaków lekomania może niedługo przebić piłkę nożną w kategorii sportu narodowego, biorąc pod uwagę to, ile rocznie wydajemy na lekarstwa.

Tymczasem, za każdym razem, gdy dostarczamy do organizmu substancje, które w jakiś sposób go obciążają — a większość leków na receptę (i bez) mimo wszystko obciąża nasze organy, gdy przyjmujemy je regularnie — nasze ciało zaczyna poświęcać więcej czasu na ich filtrowanie, na czym z kolei cierpi nasz metabolizm, ponieważ nie trawimy już pożywienia tak efektywnie.

5. Przewlekły stres

I znów wracamy do hormonów.

W sytuacjach stresowych dochodzi do wzmożonej produkcji kortyzolu, czyli tzw. hormonu stresu. Ludzie nauczyli się produkować kortyzol na drodze ewolucji; jest on odpowiedzialny za wprowadzenie mózgu w stan „walcz albo uciekaj”.

W dużym uproszczeniu, stres jest w porządku, jeśli goni nas niedźwiedź albo znajdujemy się na terenie trzęsienia ziemi, ewentualnie w obliczu śmierci głodowej.

Natomiast chroniczny stres nie jest już w porządku, bo wprowadzamy się w ciągły stan walki o przetrwanie, a co za tym idzie, nadprodukcja kortyzolu sprawia, że mózg każe ciału magazynować tłuszcz na „w razie W.”, ograniczając również spalanie kalorii.

Jak korzystanie z konopi wpływa na metabolizm?

W tej sekcji pochylimy się nad dwoma dominującymi kannabinoidami w konopiach — THC i CBD.

Poświęcimy też chwilę THCV, jednemu z „mniejszych” kannabinoidów, którego właściwościom również przypisuje się proanaboliczne działanie konopi.

Najpierw zrobimy sobie mały przegląd literatury naukowej, a później przejdziemy do bardziej „chłopskiego” tłumaczenia poszczególnych mechanizmów.

Badania potwierdzają: użytkownicy konopi są na ogół szczuplejsi i mają mniejszą skłonność do tycia

Mamy świetną informację dla wszystkich osób, które regularnie korzystają z konopi:

Według badania opublikowanego w American Journal of Medicine, u regularnych entuzjastów kwiatów z gatunku Cannabis sativa występuje mniejsze ryzyko zachorowania na zespół metaboliczny, który często staje się paliwem dla otyłości, cukrzycy typu II oraz chorób serca. [2]

Naukowcy z Uniwersytetu Miami na Florydzie, którzy przeprowadzili to badanie, sprawdzili związek pomiędzy korzystaniem z konopi a poszczególnymi składowymi zespołu metabolicznego, takimi jak podwyższony poziom złego cholesterolu, nadciśnienie, wysoki poziom cukru we krwi oraz otyłość brzuszną. Dane zebrano od 8500 uczestników w przedziale wiekowym 20-59.

Okazało się, że użytkownicy konopi poniżej 50. roku życia mają o 54% mniejsze szanse na rozwinięcie zespołu metabolicznego niż konopni abstynenci, natomiast seniorzy korzystający z konopi w celach medycznych wykazywali mniejszą odporność na insulinę oraz zdrowszy wskaźnik masy ciała niż ich rówieśnicy stroniący od zioła.

Kolejne badanie, również przeprowadzone przez naukowców z Uniwersytetu Miami wykazało, że kobiety spożywające konopie codziennie charakteryzują się o 3.1% mniejszym BMI niż abstynentki, natomiast u mężczyzn ta różnica wynosiła 2.7% na korzyść zielarzy. [3]

W 2013 roku badacze z Uniwersytetu w Nebrasce (dokł. College of Medicine, Omaha), we współpracy z naukowcami z Harvard School of Public Health przeanalizowali poziom insuliny na czczo, stopień insulinooporności, oraz obwód pasa u użytkowników konopi oraz uczestników niebędących użytkownikami. [4]

Wnioski z badania były następujące:

  • Użytkownicy konopi mają 16 % niższy poziom insuliny na czczo;
  • Wykazują także o 17% niższy stopień insulinooporności;
  • Charakteryzują się znacznie mniejszym obwodem w pasie.

Z kolei wyniki z dwóch ogólnokrajowych badań ankietowych opublikowane w American Journal of Epidemiology w 2011 roku dowiodły mniejszą powszechność zjawiska otyłości wśród osób regularnie stosujących konopie względem niepraktykujących badanych. [5]

Skoro więc zauważyliśmy w wyżej opisanej zależności pewną powtarzalność, pora ją rozebrać na czynniki pierwsze.

Dlaczego konopie sprzyjają utracie nadprogramowych kilogramów i utrzymaniu prawidłowej wagi?

We wcześniejszych artykułach na Weedukacji omawialiśmy kwestię układu endokannabinoidowego oraz reacji pomiędzy dwoma głównymi substancjami aktywnymi w konopiach — THC i CBD.

THC występuje w znaczących ilościach w dojrzałych kwiatach marihuany i poza szeregiem właściwości medycznych, ma jeden popularny „efekt uboczny” — gastrofazę, czyli z polskiego na nasze, wyraźne pobudzenie apetytu.

Z kolei CBD jest przeciwwagą dla THC. Może on pełnić funkcję blokera apetytu, a na dodatek wycisza efekty psychoaktywne Tetrahydrocannabinolu. Więcej o zastosowaniu CBD w medycynie przeczytacie TUTAJ.

Zacznijmy od THC, bo to właśnie tutaj występuje najwięcej kontrowersji wokół proanabolicznego działania konopi.

THC

Jeśli żyjecie w miejscu, gdzie konopie z wysoką zawartością THC są legalne, ta część może Wam się szczególnie przydać.

Błędne postrzeganie gastrofazy

Gastrofaza, czyli wzmożony apetyt po dostarczeniu THC do krwioobiegu, to naukowo udowodnione zjawisko. [6]

THC jest agonistą receptora CB1 w układzie endokannabinoidowym, który to receptor odpowiada za stymulację apetytu i wyostrzenie zmysłu powonienia, gdy zostanie aktywowany.

Stąd jedzenie uważane powszechnie za „zjadliwe” urasta do rangi „dobrego”, natomiast posiłek z gruntu smaczny staje się najlepszym jedzeniem w życiu; po prostu smaki i zapachy wręcz wyskakują z jedzenia pod wpływem THC.

Przeciętny użytkownik konopi spożywa dziennie ok. 600 kalorii więcej od osób niekorzystających.

Jak to jest więc możliwe, że badania wyraźnie wskazują, iż osoby regularnie stosujące marihuanę są mniej narażone na otyłość?

Otóż THC, oprócz przyczepiania się do receptorów CB1 w mózgu i centralnym układzie nerwowym, aktywuje także receptory CB2, których główne skupiska występują w obwodowym układzie nerwowym, komórkami układu odpornościowego oraz aktywnych metabolicznie tkankach.

Badacze z Australii wskazali na wyraźną rolę receptora CB2 w modulacji bilansu energetycznego i zwalczaniu patologii metabolicznych ściśle powiązanych z otyłością. [7]

Tłumacząc z polskiego na nasze, aktywacja receptora CB2 wpływa na zmniejszenie ilości przyjmowanego pokarmu i ogranicza nagromadzanie się tkanki tłuszczowej w organizmie. Dodatkowo, receptor CB2 jest odpowiedzialny za regulację funkcji immunologicznej oraz stanów zapalnych. Jego aktywacja łagodzi stany zapalne, jednocześnie wzmacniając układ odpornościowy, stąd zmniejszone ryzyko wystąpienia zespołu metaboliczego u użytkowników konopi.

THC i gastrofaza mogą więc prowadzić do większej podaży kalorycznej w ciągu dnia, ale z drugiej strony ta podaż jest kontrolowana przez aktywację receptorów CB2.

Dodatkowo, regularne korzystanie z THC prowadzi do zmniejszenia wrażliwości receptorów CB1 na jego działanie, a co za tym idzie, uczucie łaknienia nie jest tak silne, jak w przypadku nowicjuszy, którzy zbyt mocno się nakannabinoidują. W przypadku receptorów CB2 nie stwierdzono podobnego zjawiska.

W połączeniu z optymalną dietą i redukcją stresu, konopie mogą zapobiegać otyłości z dużo większą skutecznością niż rozwiązanie zaproponowane przez giganta farmaceutycznego Sanofi-Aventis, który próbował zrewolucjonizować rynek syntetycznym antagonistą (wyciszaczem) receptora CB1 o nazwie Rimonabant. Kariera tego preparatu nie trwała długo, ponieważ już w 2006 został on wycofany z Europy ze względu na ciężkie skutki uboczne, w tym niewydolność neurologiczną i depresję. Stany Zjednoczone w ogóle nie wprowadziły Rimonabantu do obrotu.

THC a redukcja poziomu kortyzolu

W Kanadzie oraz na terenie stanów USA, w których funkcjonują programy dla pacjentów medycznej marihuany, jednym ze wskazań do wystawienia rekomendacji lub przydzielenia karty pacjenta jest chroniczny stres, stany lękowe i depresja.

Jest to podyktowane silnym działaniem antystresowym konopi. Roślina ta działa jako naturalny relaksant i potrafi znacząco obniżyć poziom kortyzolu.

Trzeba jednak uważać, bo niektórzy ludzie są genetycznie bardziej wrażliwi na psychoaktywne działanie THC, a co za tym idzie, łatwo im osiągnąć poziom, kiedy stężenie Tetrahydrokannabinolu podnosi poziom stresu, a w niektórych przypadkach może skutkować niepokojem i nieuzasadnionym atakiem lęku.

Zwłaszcza, gdy w grę wchodzą szczepy o szczególnie wysokiej zawartości THC.

Związek pomiędzy THC a ludzkim mikrobiomem

Mianem mikrobiomu określa się mikroorganizmy obecne w przewodzie pokarmowym, które mogą mieć ogromny wpływ na to, jak wykorzystujemy energię z pożywienia, a w konsekwencji — na naszą wagę.

Mikrobiom w jelitach ludzkich jest wschodzącym obiektem zainteresowania wśród naukowców zajmujących się badaniem otyłości.

Są już badania przeprowadzone na myszach, które pokazują, że gdy otyłej myszy wszczepimy mikrobiom zdrowej myszy, otyła mysz zacznie tracić na wadze i po czasie zacznie przypominać wyglądem swoją koleżankę. [8]

Co ciekawe, badanie opublikowane Public Library of Science pod koniec 2015 roku dowiodło, że regularna terapia THC skutecznie blokowała otyłość u myszy karmionych wysokotłuszczową dietą, która u tych zwierząt normalnie powoduje szybkie przybieranie na wadze. [9]

Okazało się, że THC zmieniło mikrobiom w jelitach tych myszy ze sprzyjającego otyłości do mikrobiomu związanego z utrzymywaniem prawidłowej wagi.

Czy podobne zjawisko może występować u ludzi? Trzeba byłoby to zbadać na odpowiedniej grupie, natomiast biorąc pod uwagę funkcję, jaką THC pełni dla konopi, jest to dość prawdopodobne — wszak kwiaty konopi wytwarzają THC w celu obrony przed patogenami pochodzącymi z grzybów i bakterii. [10]

Jak na razie, badacze odkryli, że THC wykazuje również silne działanie przeciwbakteryjne u ludzi zainfekowanych bakterią MRSA (gronkowiec złocisty), która jest odporna na antybiotykoterapie. Spekuluje się, że za skuteczność THC odpowiedzialny jest właśnie jego wpływ na budowę mikrobiomu w jelitach. [11]

cbd a metabolizm

CBD

Z uwagi na obecny status marihuany w Polsce, użytkownicy nieposiadający recepty na medyczną marihuanę mogą legalnie korzystać jedynie z konopi siewnych, które mają mniej niż 0.2% THC, za to charakteryzują się wysokim stężeniem kannabidiolu (CBD) — najpopularniejszą formą przyjmowania kannabidiolu jest olej CBD, czyli skoncentrowany ekstrakt pozyskany kwiatostanów tego gatunku konopi.

Dla Was też się coś znajdzie — bez obaw.

Naturalny bloker apetytu

CBD ma dosyć osobliwą relację z układem endokannabinoidowym, ponieważ nie wchodzi w bezpośrednią interakcję z żadnym z jego receptorów.

Kannabidiol potrafi jednak aktywować lub blokować te receptory poprzez kilkadziesiąt różnych ścieżek molekularnych, na których operuje.

CBD aktywuje cząsteczki uznawane za antagonistów CB1 i agonistów CB2, a co za tym idzie, może kontrolować apetyt i zapobiegać nagłym atakom łaknienia. Efekt ten potęguje fakt, że CBD stymuluje również produkcję wcześniej wspomnianej leptyny. [12]

Skuteczny „spalacz tłuszczu”

Badanie z 2016 roku wykazało, że CBD stymuluje proces znany pod nazwą „fat browning”. Zjawisko to polega na konwersji białych tkanek tłuszczowych, które odkładane są w naszym organizmie, do brunatnych tkanek tłuszczowych. [13]

No i co z tego?

Ano to, że wysokie stężenie białych tkanek tłuszczowych wzmaga odkładanie się tłuszczu na ciele, podczas gdy komórki brunatne wzmagają spalanie kalorii. Im więcej komórek brunatnych, tym szybciej spalamy tłuszcz.

Badanie obrodziło również w następujące wnioski:

  • CBD stymuluje geny i proteiny odpowiedzialne za zwiększenie tempa spalania tłuszczu;
  • CBD wzmaga aktywność oraz ilość mitochondriów, które usprawniają spalanie kalorii w organizmie;
  • CBD wycisza proteiny zaangażowane w proces tworzenia się nowych komórek tłuszczowych (lipogenezę).

THCV: mały, ale wariat

W kwiatach konopi znajduje się ponad 113 kanabinoidów, z czego większość z nich występuje jako tzw. kannabinoidy pomocnicze.

Jednym z takich kannabinoidów jest Tetrahydrokannabivarin (THCV).

Tak się składa, że THCV jest blokerem obu receptorów kannabinoidowych. Jego obecność może więc hamować psychoaktywne efekty THC i zmniejszać intensywność gastrofazy. [14]

THCV raczej nie występuje w znacznych ilościach w kwiatach konopi (prędzej znajdziemy jego większe stężenie w ekstraktach), ale niektóre szczepy produkują go więcej niż inne topy.

Są to m.in.:

  • Durban Poison
  • Green Crack
  • Super Silver Haze
  • Doug’s Varin
  • Tangie
  • Pineapple Purps
  • Girl Scout Cookies
  • Dutch Treat

THCV również wykazuje działanie psychoaktywne, jednak pomimo szybszych efektów, haj oferowany przez ten kannabinoid jest dużo krótszy i łagodniejszy niż w przypadku THC.

Uff… A teraz pora coś zjeść

Mamy nadzieję, że ten artykuł pomógł Wam zrozumieć mechanizmy stojące za pozytywnym wpływem konopi na metabolizm. Jeśli możecie się odnieść do tematu na przykładzie własnych doświadczeń, to zachęcamy Was do podzielenia się nimi w komentarzach.

No, to jak to u Was jest? Zauważyliście pozytywny wpływ konopi na swoją wagę, czy raczej jesteście gastro-potworami, których nie da się powstrzymać, gdy poczują dobrze przygotowanego, kraftowego burgera?

Zobacz również inne artykuły