O ile niedzielne kuchciki mogą nie odczuwać takiej potrzeby, o tyle dla kogoś, kto traktuje gotowanie jak rytuał odprawiany codziennie z niekrytym umiłowaniem, dobrze wyposażona kuchnia to podstawa. Odkąd zaczęliśmy prowadzić bloga, nasze rodziny i znajomi wiedzą, że nic nas tak nie cieszy na wyjątkowe okazje, jak prezenty do kuchni – praktycznie połowa naszego asortymentu została w ten sposób skolekcjonowana. Gdyby ktoś spojrzał na to z boku, to zamówiłby nam prędzej kaftany bezpieczeństwa i wizytę w zakładzie zamkniętym, ale dzisiaj – choć do ideału jeszcze bardzo daleko – możemy się przynajmniej czuć bezpieczni, że nie będziemy pracować w kuchni, jak słynna ramsayowska Głupia Kanapka.
Można się dziwić, śmiać, płakać lub drwić, że złej baletnicy… i tak dalej. Fakty natomiast są takie, że sprzęt ma znaczenie. Ot, choćby na przykład zwykła patelnia teflonowa nigdy nie da nam takiej chrupiącej skórki na steku, jak patelnia żeliwna – nie mówiąc już o tym, że żeliwne patelnie są w stanie przetrwać o wiele więcej. Żeliwo z kolei miernie sprawdzi się w przygotowywaniu jajek sadzonych, jajecznic, czy naleśników w zestawieniu z patelnią z teflonu. Tak samo nie ma co się oszukiwać, że łyżka wyzbiera nam resztę sosu z garnka ze skutecznością szpatułki silikonowej, albo że rękami wyrobimy ciasto szybciej, niż mikserem z parą haków; no po prostu nie.
Moglibyśmy się tak wwiercić w temat, że w połowie przykładów dotarlibyśmy już do jądra Ziemi, ale generalnie im więcej czasu mamy szansę spędzać w kuchni, tym szybciej odkrywamy, jak ważne jest dla nas zróżnicowanie i jakość sprzętu.
A ponieważ idą święta, o czym zapewne wiecie już od czterech miesięcy, to pomyśleliśmy, że jeśli pałacie miłością do gotowania lub macie wśród bliskich takich maniaków, to przyda Wam się mała lista z pomysłami na prezenty do kuchni. Nazbierało nam się parę kategorii, a wśród nich znajdziecie m.in:
-
małe AGD,
-
naczynia do gotowania,
-
sprzęt elektroniczny do kuchni,
-
oręż Wytrawnego Imperium,
-
tajemnice Królowej Słodkości,
-
przydatną literaturę,
-
nietypowe artykuły spożywcze, które można łączyć w paczki prezentowe,
-
szeroko pojęte „pierdoły”, które niejednokrotnie ratują nam cenne minuty w gotowaniu.
W wyborze naszych prezentów do kuchni kierowaliśmy się przede wszystkim ich użytecznością, wartością dodaną do wyposażenia kuchennego, jakością wykonania i stosunkiem owej jakości do ceny. Część produktów to są takie absolutne „musisz to mieć”, natomiast w zestawieniu natraficie też na rzeczy dedykowane konkretnym potrawom lub technikom gotowania – to tak, żeby zarówno nieświadoma jeszcze swojej zajawki dusza mogła poczuć się równie dopieszczona, co osoba, która zjadła zęby na kuchni (tu wchodzi pan z tabliczką „ŚMIECH”).
Niech Wam garnki ciepłymi będą.
1. Nóż szefa kuchni (45,99 PLN)
Nie ma bardziej użytecznego narzędzia do krojenia od noża szefa kuchni – może poza piłą łańcuchową, ale nie istnieją chyba żadne ślady historyczne dowodzące na to, żeby ktoś używał jej do krojenia w domu. Nieważne, co trzeba zrobić – od krojenia warzyw, poprzez filetowanie mięsa, po ultra drobne siekanie ziół – on to zrobi.
Kupując nóż szefa kuchni, warto zwrócić uwagę na dwie rzeczy: jakość wykonania ostrza i komfort trzymania w dłoni. Jeśli obie się zgadzają, można śmiało brać. My od ponad 4 lat jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami takiego modelu Fiskarsa. Właściwie to na naszej liście prezentowej ta firma będzie się jeszcze kilka razy przewijać, bo z wielu jej przyrządów korzystamy. No i – co najważniejsze – nie potrzeba na niego bajońskiego majątku, a i tak dostajemy solidne narzędzie do uprawiania naszego rzemiosła. Oczywiście w niektórych przypadkach – dajmy na to przy krojeniu chleba lub pomidorów – dobrze będzie mieć w zapasie jeszcze ząbkowany nóż, bo tu akurat ostrze szefa kuchni delikatnie kuleje. W każdym razie, te dwie rzeczy w zupełności wystarczą zamiast całego kompletu noży w ramach absolutnych podstaw.
2. Patelnia żeliwna, ok. 26cm (131,50 PLN)
Z zakupem żeliwnej patelni nosiliśmy się przez parę miesięcy, a po pierwszym smażeniu steków dotarło do nas, że było to o parę miesięcy zbyt długo. O ile większość rzeczy ze spokojem zrobicie na dobrej patelni teflonowej, o tyle niektóre niuanse są na niej niemożliwe do wydobycia. Za to żeliwna powierzchnia jest nieoceniona w idealnym karmelizowaniu skórki na mięsie, wychodzi z niej świetna pizza na patelni, dokładnie przesmaża wszelkiego rodzaju potrawy typu stir-fry, a do tego można ją wpakować do piekarnika bez obawy, że dopiero co wydana kasa pójdzie do piekła – nie mówiąc już o tym, że bezbłędnie wygląda jako element podania potrawy. Żeliwne patelnie znoszą doskonale dotyk każdej powierzchni, dlatego jeśli macie w domu dużo metalowych naczyń do gotowania i nie chcecie rysować teflonu – jeszcze raz mówimy: żeliwo.
Takim jedynym wrzodem na tyłku po zakupie patelni żeliwnej może okazać się utrzymanie jej w odpowiednim stanie. Naczynia nie można zostawiać mokrego, bo szybko zacznie się na nim osadzać rdza, a czyszczenie – choć obejmuje jedynie użycia oleju, soli i odrobiny ciepła – wymaga bądź co bądź sumienności, żeby powierzchnia nie ulegała erozji. Cóż, każdy porządny sprzęt trzeba odpowiednio traktować.
3. Silikonowa szpatułka Fiskars (14,90 PLN)
Wbrew powszechnemu przekonaniu, Hollywood nie jest jedynym kręgiem, w którym silikon cieszy się dużym powodzeniem. W kuchni jest ceniony przede wszystkim za swoją uniwersalność – w końcu trudno wybrać osobno szpatułkę, trzepaczkę, łyżkę, czy łopatkę do każdej powierzchni, na której gotujemy. Silikon można stosować wszędzie, bez obawy, że zarysujemy garnek albo patelnię. Jeśli zaś chodzi o samą szpatułkę silikonową, to bije ona na głowę każdy inny materiał pod kątem zbierania jedzenia z naczyń. Nic tak nie opróżni garnka lub patelni z sosu albo nie ściągnie problematycznego kawałka mięsa na talerz, jak właśnie taka prosta, tania szpatułka z silikonu – no bo, na przykład, choć drewno jest bardzo eleganckie, ma charakter, duszę i w ogóle splendor, to w dzisiejszych czasach drewniane naczynia sprawdzają się ładnie na zdjęciach – i to właściwie tyle. Nie wspominając już o tym, że silikon czyści się w kilka sekund i trzeba się bardzo postarać, żeby doprowadzić go do ruiny.
4. Termometry kuchenne
Można sprawić komuś lub sobie jeden rodzaj termometru, ale równie dobrze można pojechać po bandzie i kupić oba – do mięsa i cukierniczy.
Termometr do mięsa (10,99 PLN)
Większość mięs, po odpowiedniej praktyce, można przyrządzać na wyczucie. Natomiast w momencie, gdy mamy do czynienia z burgerem lub stekiem, cyferki często wygrywają z wyczuciem. Poza tym, to sprawdza się nie tylko w przypadku wołowiny. Każde mięso, które podajemy wyłącznie wysmażone lub dobrze wypieczone, ma bowiem swoją idealną temperaturę, w której prezentuje książkową soczystość.
Termometr cukierniczy (56 PLN)
Jeśli chodzi o akcesoria do gotowania, termometr cukierniczy to prawdziwy gamechanger, głównie w kwestii potraw smażonych na głębokim oleju. Dzięki termometrowi cukierniczemu ugotujecie idealne frytki (jest kolosalna różnica we frytkach robionych 'na pałę’, a takich z pomiarem temperatury), nadacie pączkom upragnioną obręcz i zyskacie dokładnie taką teksturę panierki, o jaką chodzi w przepisie. Jak sama nazwa wskazuje, sprzęt ten kocha się z cukrem, dlatego można go śmiało używać do dżemów, karmelu, bezy, makaroników i innych wypieków.
5. Wok (58 PLN)
Zaraz obok patelni żeliwnej i teflonowej – najważniejsza patelnia w naszej kuchni. Wszelkie dania azjatyckie oraz potrawy, które wymagają użycia głębokiego naczynia do smażenia, wykonujemy właśnie w woku. Jeśli lubicie pracować na dużym ogniu – przyrządzać stir-fry’e czy rozmaite sosy – oraz bawić się podrzucaniem zawartości naczynia, niczym wietnamski wirtuoz patelni, wstydem jest nie mieć woka w kolekcji. Ma on jeszcze jedną zaletę – w akcie desperacji można z niego skorzystać do smażenia na głębokim tłuszczu. Jeśli nie korzystacie z woka regularnie i służy on wyłącznie na szczególne okazje, wystarczy Wam taki zrobiony z teflonu, ale z wywiadu środowiskowego wiadomo nam, że przy notorycznej eksploatacji lepiej sprawdzi się stal węglowa.
6. Waga kuchenna (59,87 PLN)
Być może zdarzyło się Wam dotrzeć tak daleko na naszej stronie, że zauważyliście na niej przepisy, w których zamiast jednostek miarowych, podawaliśmy składniki w szklankach. To się sprawdza, o ile ufamy, że autor przepisu używa szklanek o objętości 250ml, a jak życie, które jest nowelą pokazuje, nie wszyscy z takich szklanek korzystają. Dlatego już od dawna wszystko ważymy i w przepisach stosujemy gramy, kilogramy i ewentualnie tony. Prosta waga elektryczna z możliwością wyboru mierzących jednostek absolutnie wystarczy do gotowania – dobre wagi domowe mają dokładność nawet do jednego grama, co daje nam możliwość właściwego zweryfikowania, czy to przepis jest zły, czy to my wstaliśmy dzisiaj nie tą nogą, co trzeba.
7. Miarki: szklanki (21,61 PLN) i łyżki (23,80 PLN)
Podobnie, jak w przypadku wagi, miarki służą swoją dokładnością w gotowaniu i redukują ryzyko potencjalnych niepowoedzeń. Jednym z ogromnych plusów jest to, że są one dopasowane do uniwersalnych standardów miar, to znaczy, że łyżeczka ma faktycznie 5ml, łyżka 15ml, a 1/2 szklanki 125ml. To ciągnie za sobą kolejną zaletę takich naczyń, która pozwala nam zachować porządek w kuchni podczas naszych harców – w końcu nie trzeba będzie przelewać i przesypywać wszystkiego przez jedno naczynie, myjąc je co chwila. Dla dodatkowej wygody, można do tego dobrać jeszcze dużą litrową miarkę (np. do nalewania bulionu lub porcjowania ciasta) i jej 500-ml odpowiednik.
8. Nóż do pizzy Fiskars (25,41 PLN)
Każdy, kto choć raz zmagał się z krojeniem pizzy zwykłym nożem, zdaje sobie sprawę z tego, w jak krótkim czasie można wypowiedzieć na jednym wdechu cały alfabet wulgaryzmów. Dlatego żeby zaoszczędzić sobie niepotrzebnych nerwów, lepiej wyposażyć się w specjalny nóż do pizzy, zwany potocznie kółkiem. Niedrogi to dodatek, a zmienia tak wiele. Przy wyborze kółka do pizzy warto sprawdzić, czy nie giba się on na boki, bo jeśli tak będzie, to istnieją spore szanse, że nóż szybko się zacznie rozluźniać i w końcu dokona żywota. Mimo wszystko, do 30 zł można się zaopatrzyć w niezłe kółko.
9. Mikser ręczny Kenwood (269 PLN)
Nie mamy zamiaru odejmować piękna od ręcznego ubijania śmietany i wyrabiania ciasta na stolnicy, ale raz, że ile można, a dwa – żyjemy w takich czasach, że ułatwianie sobie pracy w kuchni nie jest już oznaką nieporadności, a raczej symbolem dobrodziejstwa XXI wieku. Dlatego jeśli można sobie skrócić ubijanie śmietany o prawie połowę czasu (to samo dotyczy zagniatania ciasta i innych czynności, w których mikser bierze udział), to aż głupio nie skorzystać.
Dobry mikser powinien być przede wszystkim wydajny, czyli zauważalnie skracać czas poszczególnych etapów przygotowywania przepisu. Jeśli zaś chodzi o moc, to o ile nie uprawiamy profesjonalnej gastronomii, to 350-400 Wat mocy w zupełności zaspokoi wszystkie nasze potrzeby. Jeśli do tego narzędzie jest ciche i posiada porządne końcówki – zarówno ubijaczki, jak i haki – a do tego nie nadwyręża budżetu, to jest to jak najbardziej dobry znak.
Nam od roku towarzyszy mikser ręczny Kenwooda; na początku byliśmy pod wrażeniem wyżej wspomnianej wydajności, świetnej funkcji turbo oraz prawie całkowitego braku hałasu podczas pracy. Później zaczął nam ciążyć w rękach i były sygnały, że mógłby nie wytrzymać zużycia w dłuższej perspektywie. Na szczęście dalej sprawuje się wzorowo, a do ciężaru tak czy inaczej można się przyzwyczaić. My rok temu daliśmy za niego ok. 400 zł, teraz nasz model jest w internecie dostępna za ok. 250.
Test miksera wraz z jego recenzją znajdziecie TUTAJ.
10. Malakser z blenderem pulsacyjnym BRAUN (209,83 PLN)
Taki zestaw 2 w 1 towarzyszy nam codziennie – mielimy w nim pasty, siekamy orzechy, blendujemy sosy, ubijamy majonez, wyrabiamy kostki rosołowe, dopieszczamy słodkie kremy do smarowania i ratujemy świat. Jeśli chodzi o blendery, to jesteśmy wierni BRAUNowi – jeszcze zanim się poznaliśmy, każde z nas miało osobny blender i malakser tej firmy, i jeden uległ drobnej usterce po 8 latach w użyciu, kiedy trafił na kość po mięsie na rosół, a drugi do dziś trzyma się lepiej niż Karol Strasburger. Blender działa na kilku poziomach mocy, z możliwością uruchomienia funkcji pulsacyjnej i dopasowywania szybkości obrotów, a oprócz pojemnika malaksera, wysokiego wąskiego naczynia do blendowania i dodatkowych ostrzy, jest jeszcze pojedyncza trzepaczka, która co prawda nie ubija tak, jak mikser, ale i tak lepsze to, niż manualne trzepanie.
11. Kratka do studzenia (22,95 PLN)
W większości przepisów w Królestwie Słodkości traficie na kratkę do studzenia, jako jeden z przydatnych elementów do robienia wypieków. Prawda jest taka, że przydatny to duże niedopowiedzenie. Każdy, kto kocha piec i dba o jakość swoich deserów, powinien taką kratkę mieć w swojej kuchni. Przede wszystkim, pozwala ona na równomierne studzenie wypieków, a dzięki lepszemu przepływowi powietrza nasze pyszności nie zrobią się „spocone”. Z tego, co zaobserwowaliśmy, ciasteczka stanowią największą grupę wśród słodyczy, które pomimo, że upieczone prawidłowo, tracą swoją magię przez nieprawidłowe studzenie lub napływ niechcianej wilgoci. Kratka do studzenia poprawi też jakość donutów, babeczek i pieczywa – my używamy takiej, która mierzy ok. 20 x 30 cm.
12. Forma na donuty Wilton (45,72 PLN)
Jesteśmy absolutnymi psychofanami donutów i chociaż ugryzienie takiej smażonej oponki jest przeżyciem niemal transcendentalnym, to nie chcielibyśmy zbankrutować na oleju prowadząc bloga kulinarnego. Wobec tego niedawno zaopatrzyliśmy się w formę na donuty i pieczemy, jak szaleni. Rano, za dnia, wieczorem – nie możemy spać, bo trzymamy formę. Abstrahując już od możliwych kombinacji smakowych – wliczając w to takie wynalazki jak sushi donuty – pieczone ciasto z dodatkiem maślanki gwarantuje taką wilgoć, że ślinianki pracują jakby im obiecano co najmniej 2000+ od każdego enzymu. Pączusie pieczą się ok. 10 do 12 minut, a jedna forma mieści ich 6 sztuk, więc jak przysiądziecie do kartki z długopisem i policzycie sobie, ile możecie tego zrobić w godzinę, to zadzwonicie powiedzieć swojemu dietetykowi, że nic nie może przecież wiecznie trwać, co zesłał los, trzeba będzie stracić.
Jeżeli sama forma do donutów na prezent to mało, zawsze w guście będzie sparować ją z blachą na muffiny, coby nie musieć wiecznie kupować papilotek na raty.
13. Zestaw najpopularniejszych form do ciasta
W tym terminie zawierają się: tortownica, prostokątna forma do ciasta i wąska podłużna blacha zwana inaczej „keksówką”. Oto do czego każda z nich Wam się przyda:
Tortownica, ok. 20-22 cm średnicy (55 PLN)
Torty, serniki, tarty i wszelkie ciasta, które wyglądają seksownie, gdy są okrągłe.
Prostokątna blacha, ok. 20 x 30 cm (7,99 PLN)
Idealna do brownie, batonów, bułek, bloków sernikowych i ciast kruchych.
Keksówka (29,99 PLN)
makowce, chleby (tostowy wychodzi w takiej perfekcyjnie) i wszelkiego rodzaju ciasta drożdżowe.
Te trzy formy ze spokojem wystarczą, żeby upiec mnóstwo rozpustnych i pełnych cukru oraz białej mąki wypieków.
14. Moździerz (89,99 PLN)
Moździerz trafił do Wytrawnego Imperium dwa lata temu pod choinkę. Używamy go regularnie do rozbijania wszelkich przypraw, które kupujemy w całości, np. czarny pieprz, żeby mieć pewność, że jest tam 100 procent tej przyprawy. Rozgniatamy tam również sól, tworzymy w nim nasze specjalne mieszanki albo ucieramy pesto, kiedy chcemy się zwyczajnie zrelaksować i poczuć, jak w jednym z tych fajnych choć naiwnych filmów o gotowaniu, kiedy Ci wszyscy piękni i bogaci ludzie rozpoczynają dzień od tłuczenia ziół w granitowym moździerzu. No właśnie, tu wypada wspomnieć dwa słowa o materiale – granit albo marmur. Te dwa naturalne kamienie sprawią, że moździerz prawdopodobnie przeżyje Was i jeszcze jedno pokolenie do przodu, a i tak będzie mielił jak nawiedzony.
15. Rękawy cukiernicze z różnymi końcówkami (30,60 PLN)
Każda estetyczna dusza lubująca się w cukiernictwie ma taki rękaw w swoim arsenale. Dawno temu, za górami, za salami, używało się zwykłych torebek foliowych lub podobnych pierdółek, ale niestety z takim prymitywnym rękawem zrobionym na poczekaniu trudno będzie porządnie nadziać pączka lub stworzyć na cieście różne wzory. Chociaż w sklepach można natknąć się na jednorazowe rękawy, lepiej sprawić sobie taki silikonowy, który jeszcze w zestawie będzie miał rozmaite tylki do wyciskania.
16. Szczypce (ok. 22 PLN)
Szczypce to właśnie jedna z tych rzeczy do kuchni, które choć niepozorne, to znacznie ułatwiają pracę. Nie trzeba się bawić w McGyvera i kombinować z dwiema łopatkami, żeby zmienić stronę smażenia mięsa – wystarczy wziąć szczypce w dłoń i zgrabnym ruchem przewrócić steka lub filet. Takie narzędzie sprawdzi się też doskonale w mieszaniu makaronu z sosem czy wykładaniu dania na talerze. Używamy na zmianę metalowych i silikonowych.
17. Barwniki spożywcze
W Wytrawnym Imperium rzadko stosujemy barwniki – właściwie to chyba wyłącznie do wypiekania czarnych bułek. Królestwo Słodkości to za to zupełnie inna bajka, tam barwniki sypią się i leją w zależności od inwencji twórczej, pozwalając tworzyć nam piękne miętowe desery albo wypieki w stylu red velvet. Barwniki spożywcze najlepiej zamawiać przez internet w sklepach ze sprzętem do kuchni, bo to, co jest dostępne na wyciągnięcie ręki w sklepach stacjonarnych, dalekie jest od bycia dobrym jakościowo. Kolorki stosujemy w dwóch formach – w proszku (30 PLN) lub w płynie (70 PLN), w zależności od tego, które są akurat łatwiej dostępne, natomiast jeśli chodzi o barwienie, to prezentują praktycznie ten sam poziom. A ile radości z dekorowania i pieczenia!
18. Zestaw Gastropiromana
Nie potrafimy przejść w sklepie obojętnie obok różnych ostrych sosów i niecodziennych przypraw, co zazwyczaj kończy się tak, że dopychamy kolejne butelki i saszetki do szafki, sprawdzając przy okazji wytrzymałość zawiasów. Mamy jednak takich absolutnych faworytów, które zebraliśmy w zestaw, pomijając już, że sami byśmy chętnie taki prezent przytulili. Jeżeli macie wśród bratnich dusz takie indywidua, które rany odkażałyby sosem z habanero, to możecie zebrać następującą paczkę:
- Zestaw sosów tabasco: klasyczny, jalapeno, chipotle i habanero,
- papryczki chipotle w sosie adobo,
- sos sriracha,
- sos Worcestershire,
- marynowane jalapeno,
- papryka ostra wędzona,
- papryka słodka wędzona.
Każdy z tych sosów w wyjątkowy sposób podkręci dowolną wytrawną potrawę, a marynowane jalapeno zwyczajnie dobrze jest mieć do podchrupania. Z kolei obie wędzone papryki, chipotle w adobo, a także sos Worcestershire pozwolą Wam stworzyć własny ostry sos (obowiązkowe do BBQ) lub pastę z dodatkiem ulubionych papryczek, octu i cukru. Za taki prezent każdy kapsaicynoman będzie Was całował po stopach swoimi poparzonymi ustami.
19. Zestaw do crème brûlée (69 PLN)
Co wystarczy, żeby zadowolić większość ludzi na świecie? Kilka ramekinów i palnik gazowy. Te pierwsze, zazwyczaj ceramiczne, będą trzymały w sobie jeden z najbardziej klasycznych, najprostszych i wyrafinowanych deserów na świecie.
Natomiast palnik zrobi to, bez czego crème brûlée nie może się obejść – stworzy skorupkę z przypalonego cukru, od którego wywodzi się nazwa tej zmysłowej słodyczy. Mało tego, palnikiem gazowym skarmelizujecie wzorowo skórkę na mięsie, ser na tostach do zupy cebulowej, a także przypieczecie boki od pizzy, dzięki czemu chociaż ranty i kawałek spodu będą do złudzenia przypominały te wyjęte z pieca w pizzerii – ot, taki mały myk do robienia pizzy high-fashion w dość polowych warunkach.
20. Książki
Co prawda większość wiedzy gastronomicznej czerpiemy z zagranicznych blogów branżowych dzięki tamtejszej obfitości materiałów edukacyjnych, ale nie zmienia to faktu, że w swojej bibliotece trzymamy – i będziemy trzymać po wsze czasy – kilka ponadczasowych pozycji, bez których dzisiaj moglibyśmy być technicznie w przysłowiowej dupie.
Kucharz & Gastronom – VADEMECUM, praca zbiorowa (94,78 PLN)
Polacy mogą być dumni z powodu wypuszczenia kompletnej biblii gastronomicznej, z której korzystają szefowie kuchni na całym świecie. Pierwsze wydanie miało miejsce w 1963 roku i po wielu trudach udało nam się dołożyć tego wiekowego omnibusa do zaszczytnego grona książek kulinarnych. Tutaj jest absolutnie wszystko – począwszy od anatomii poszczególnych gatunków mięsa, poprzez ich wstępną i dalszą obróbkę, opisy wszystkich (naprawdę wszystkich) niezbędnych sprzętów gastronomicznych, logistykę ustawienia stołów na sali, zasady higieny i bezpieczeństwa pracy, a skończywszy na organizacji gotowania, wartościach odżywczych poszczególnych produktów i proporcji, w jakich powinny być stosowane oraz sprawdzone triki potrafiące wybić dany rodzaj potrawy na wyższy poziom lub zatrzeć ślady po nieumyślnej pomyłce. Nie bez powodu ta pozycja jest określana mianem vademecum. Ścisła czołówka wśród literatury do kuchni.
Food Pharmacy – Lina Nertby Aurell & Mia Clase (28,99 PLN)
Bardzo popularna książka dla ludzi, którzy zamiast leczyć się u lekarzy, wolą robić to w domu, a już najlepiej zapobiegać jakiemukolwiek leczeniu poprzez regularne dostarczanie niezbędnych wartości odżywczych do organizmu. Fenomenalnie przedstawione właściwości lecznicze produktów, które codziennie mamy pod ręką z dokładnym wyjaśnieniem, jakie funkcje naszych narządów usprawniają i z czym warto je łączyć. Bardzo podoba nam się holistyczne podejście do tematu diety przeciwzapalnej i zrozumienie wpływu układu odpornościowego na nasze samopoczucie. Jeśli czujecie żenadę płynącą spod pachy telewizji, która niemal wpycha nam do gardła lekarstwa i suplementy na praktycznie każde schorzenie, Food Pharmacy dołoży solidną cegłę do budowy nowego, świadomego podejścia do odżywiania i odcięcia się od papki, którą jesteśmy niestety codziennie faszerowani.
Chleb – Jeffrey Hamelman (32,49 PLN)
W dobie dyskryminacji osób, które są wszystkożerne i nie wykazują żadnych alergii pokarmowych, dobrze jest mieć przy sobie taką knigę, która uczy wszystkiego na temat wypieku domowego chleba. Drożdżowy, na zakwasie pszennym, żytnim, razowym, tostowy, artystyczne bochny, dekorowanie, temperatury i techniki pieczenia, podstawowe przybory, leżakowanie i karmienie zakwasów – mówisz, masz. Widać, że książka była pisana przez kogoś, kto zamiast o miliardach na koncie, marzy o cieplutkim bochenku kochaniutkiego chleba, którego zapach będzie mu towarzyszył przez resztę dnia. Skąd takie wnioski? Otóż „Chleb” zawiera w sobie dość skomplikowaną wiedzę i szereg technicznej terminologii, która została przedstawiona w taki sposób, że nie sposób nie zarazić się pasją do sypania mąki na lewo i prawo.
Przyprawy i mieszanki przypraw – Hanna Szymanderska (12 PLN)
Za tę pozycję będziecie nam dozgonnie wdzięczni, bo wydając nieco ponad 10 zł zostajecie przeprowadzeni przez wszystkie kontynenty świata wraz z ich charakterystycznymi przyprawami bez wystawiania nosa z domu. Książka w sposób szczególny działa na wyobraźnię i dzięki przedstawieniu charakterystycznych cech różnych przypraw regionalnych i ich mieszanek, otwiera się przed nami sezam możliwości łączenia różnych smaków przy jednoczesnym czerpaniu z ich prozdrowotnych właściwości. Jeśli interesują Was takie szczegóły, jak historia danej przyprawy, jej tło kulturowe i zastosowanie we współczesnej kuchni, zatoniecie w lekturze i chociaż mówienie o czarnuszce w kontekście kulturowym może okazać się niepoprawne politycznie w towarzystwie, to w kuchni taka wiedza w połączeniu ze znajomością morza różnych opcji smakowych może okazać się bezcenna. Dodatkowo część tej przyjemnej lektury zawiera bardzo inspirujące przepisy, z których niejednokrotnie czerpaliśmy w naszych wesołych przygodach.
Moje smaki – Michel Moran (od 11 PLN)
Ten zbiór przepisów jednego z naszych ulubionych szefów kuchni również wylądował dwa lata temu pod choinką Wytrawnego Imperium. Zgodnie z mottem „mądrego to dobrze poczytać”, spędziliśmy dużo czasu nad tą książką. Po pierwsze ze względu na eleganckie potrawy wytrawne i wykwintne desery, na które byliśmy swego czasu bardzo nakręceni, a po drugie i najważniejsze – ponieważ z tych przepisów wychodzą niezawodne i obłędnie pyszne klasyki, jak np. jajko w koszulce, crème brûlée, czekoladowe fondanty, francuskie naleśniki, czy smażona pierś z kaczki. Z książki – podobnie jak od samego szefa – bije radość gotowania, szacunek do produktu, lata doświadczenia i stoicki spokój, tak ważny w kuchni.
Grzeczni byli w tym roku?
Jeśli tak, to możecie uśmiechać się do rodziny i znajomych z drobnym wskazaniem na któryś z proponowanych przez nas pomysłów na prezenty do kuchni. Nie trzeba ich mieć wszystkich na raz, ale stopniowe dodawanie kolejnych elementów do swojej kolekcji na pewno wprowadzi do kuchni więcej spokoju, porządku i – jak w przypadku książek – pobudzi wyobraźnię do pracy nad nowymi dziełami gastro rozpusty.
Darz bór!