Dlaczego marihuana stała się nielegalna? Dlaczego kryminalizacja konopi nie została zaimplementowana na podstawie wiedzy naukowej, a na gruncie siania paniki napędzanej rasizmem przez ówczesne media głównego nurtu w Stanach Zjednoczonych? Co łączy prohibicję konopną, nylon, meksykańską rewolucję i 800 tysięcy akrów pola pod wycinkę drzew?
Pytań pojawia się wiele. Gdy zostaną one pozostawione bez odpowiedzi, łatwo przypiąć im łatkę teorii spiskowych.
A co jeśli to ogólnie przyjęta narracja względem konopi w latach 30 XX. wieku była teorią spiskową?
Nasze ulubione pytanie: a co, jeśli…?
Zanim więc odpowiemy na pytania zawarte powyżej i uzupełnimy je o odpowiednie ślady historyczne, przyjrzyjmy się niezwykłej ewolucji konopi indyjskich na świecie.
Otóż, uwaga, uwaga, przez 11 900 lat kannabinoidy zawarte w konopiach wchodziły w reakcję z ludzkim układem endokannabinoidowym, o którym dziś mówi się, że to nadrzędna sieć regulacyjna, od której zależy prawidłowe funkcjonowanie każdego innego układu oraz wszystkich organów w organizmie.
Konopie występowały praktycznie w każdym lekospisie na świecie aż do świtu XX wieku.
Zastosowania medyczne konopi?
Od redukcji stanów zapalnych poprzez łagodzenie bólu, leczenie wścieklizny, stanów lękowych, depresji, stanów lękowych, chorób układu pokarmowego, guzów, epilepsji, chorób skórnych — i tak można jeszcze trochę powymieniać. Wszak mamy ponad 20 000 badań naukowych w temacie terapeutycznego zastosowania kannabinoidów. Więcej niż w temacie Ibuprofenu.
PRZECZYTAJ: HISTORIA MARIHUANY NA ŚWIECIE, CZĘŚĆ 1: OD ZARANIA DZIEJÓW DO KONOPNEJ PROHIBICJI
I teraz dzieje się ciekawa rzecz.
W latach 20 konopie indyjskie zmieniają się w marihuanę.
Nagle roślina, która jest związana z człowiekiem od ponad 10 tysięcy lat, traci swoje wszystkie medyczne właściwości. Zaczyna za to sprawiać, że traci on rozum, przestaje widzieć sens życia, a jeśli jest kobietą — zyskuje większą skłonność do obyczajowych bezeceństw, szczególnie w kierunku ras kolorowych. Roślina wyżera mózgi dzieciom i dorosłym, będąc jednocześnie łatwą furtką do twardych narkotyków.
Następnie, po ponad 70 latach, wracają jej właściwości medyczne i wcześniej potwierdzone bezpieczeństwo, a kolejne kraje legalizują konopie lub w jakiś sposób luzują politykę względem nich.
Cóż to był więc za tajemniczy wirus, który dokładnie po 11910 latach zmutował na kolejnych kilka dekad, żeby pozwolić konopiom wrócić do ich pierwotnej formy?
Co to za straszna mutacja spowodowała wymazanie kilku tysięcy lat tradycji z pamięci pokolenia naszych dziadków i rodziców?
Otóż, kochani Stonersi, była to mutacja obyczajowo-gospodarczo-polityczna.
I tutaj dochodzimy właśnie do wcześniej wspomnianych punktów zapalnych wymienionych na wstępie artykułu.
Czytając ten artykuł, prawdopodobnie sami dojdziecie do bardzo smutnych wniosków. Dla nas oswojenie się z takim stanem rzeczy też było trudne, ale właśnie to sprawiło, że dzisiaj zajęliśmy się weedukacją. Dlatego postaramy się przeprowadzić Was przez ten teatr braku logiki z uśmiechem na ustach.
Dlaczego marihuana stała się nielegalna? Brzask prohibicji
Jak już wiecie z poprzedniej części historii marihuany na świecie, konopie indyjskie zyskały olbrzymią popularność jako skuteczny lek na wiele przewlekłych chorób oraz bezpieczna substancja rekreacyjna pod koniec XIX wieku dzięki Williamowi O’shaugnessy’emu. Dzięki usystematyzowaniu wiedzy na temat medycznego zastosowania konopi indyjskich, weszły one do lekarskiego „mainstreamu” w błyskawicznym tempie, ponieważ przed 1906 rokiem większość leków w Stanach Zjednoczonych bazowała na konopiach — głównie w formie nalewek lub haszyszu, który Amerykanie mieli w zwyczaju jeść.
Pure Food and Drug Act of 1906
Na początku XX wieku doszło do pierwszych prób regulacji sprzedaży konopi, głównie ze względu na rozwijający się rynek rekreacyjny. W wielu stanach zaczęto wprowadzać wymogi, aby środki psychoaktywne pochodzące spoza stanowych aptek, oznaczano jako „trucizna”.
W 1906 roku Theodore Roosevelt wprowadził pierwszą federalną ustawę regulującą kwestię oznaczania produktów spożywczych oraz leków — Pure Food and Drug Act. W ramach tej ustawy konopie indyjskie oraz ich przetwory zostały umieszczone obok alkoholu, nikotyny oraz kokainy.
Roosevelt pozostawił stanom możliwość zarówno interpretacji, jak i implementacji owej ustawy na własną rękę.
W tym momencie powstała, delikatnie mówiąc, konfuzja.
Powstało bowiem prawo podobne do tego, które obowiązuje obecnie.
Rząd federalny uznaje, że konopie — nota bene naturalny lek, który nie miał udokumentowanych niebezpiecznych skutków ubocznych — trzeba kontrolować tak samo, jak neurotoksyny w postaci kokainy i alkoholu. Jeszcze wcześniej powstaje prawo stawiające kreskę pomiędzy konopiami z apteki (medyczna marihuana — mówi Wam to coś?) a konopiami rekreacyjnymi, gdzie sugeruje się, że konopie dostępne gdzie indziej niż w aptekach to trucizna. Jednocześnie rząd federalny uznaje, że stany mogą, ale nie muszą stosować się do nowej ustawy.
W rezultacie do 1920 roku konopie zostają zdelegalizowane w 14 stanach. Pierwsza — ironicznie — jest Kalifornia, która zakaz wprowadza w 1915 roku. Mało kto już pamięta, że jeszcze 5 lat wcześniej z konopi mógł korzystać każdy, a odkrycia Williama O’shaughnessy’ego miały zrewolucjonizować zachodnią medycynę.
O tym, dlaczego zostało to zahamowane, powiemy za chwilę.
Teraz pora na jeden z punktów zwrotnych w historii marihuany na świecie.
1910: I wtedy wchodzą meksykanie: cali na zielono z MARIHUANĄ
Jednym z pokłosi rewolucji meksykańskiej w 1910 roku był nagły napływ imigrantów do Stanów Zjednoczonych, głównie do Teksasu i Louisiany, które były znane z bardzo radykalnego podejścia do przybyszów obcego pochodzenia. Wkrótce jednak populacja meksykańska w USA zaczęła wyraźnie się zwiększać, a co za tym idzie, dało się zauważyć wpływ latynoskiej kultury na Stany Zjednoczone.
Jednym z elementów kultury meksykańskiej było medyczne oraz rekreacyjne korzystanie z konopi. Meksykanie mieli jednak swoją własną, bardzo pieszczotliwą nazwę, na tę roślinę: marihuana.
Warto wiedzieć, że słowo „marihuana” nie występowało do 1920 roku w żadnym oficjalnym słowniku na świecie. Był to slang o na tyle małym zasięgu, że nikt nie przejmował się jego klasyfikacją.
Ujmując to prościej: nikt oprócz meksykanów nie miał zielonego pojęcia, co to jest marihuana.
A był to susz z kwiatów konopi konsumowany w fajce lub w formie skręta.
Problem z prawem konopnym w USA polegał na tym, że materiału źródłowego (suszu) nie umieszczano w żadnej ustawie regulacyjnej, ponieważ Amerykanie nie konsumowali nigdy konopi w tej formie. Znali jedynie nalewki, haszysz, maści oraz inne formy skoncentrowanych konopi indyjskich.
Podsumowując: marihuana = kwiaty konopi indyjskich (cannabis indica)
Każdy w USA wiedział, czym są konopie indyjskie i umiał je odróżnić od włóknistych. Mówiono na nie nawet „Indian hemp”.
Jednak przed rewolucją meksykańską, nikt nie miał pojęcia, co to jest, u licha, MARIHUANA.
Zapamiętajcie ten fragment, ponieważ będzie on bardzo ważny w dalszej części historii.
W rządzie federalnym również przeważały rasistowskie nastroje. Zresztą nie tylko. Większość wpływowych ludzi w USA było w tamtym czasie zagorzałymi rasistami.
Tak jak William Randolph Hearst, który wręcz nienawidził meksykanów i chciał wspomóc rząd w efektywnej kontroli ich przepływu przez granice.
Wiedział też, co oznacza marihuana.
1920: William Randolph Hearst i Yellow Journalism, czyli jak przygotowano grunt pod to, by „marihuana” stała się nielegalna.
William Randolph Hearst na początku XX wieku był jednym z najbardziej wpływowych ludzi w Stanach Zjednoczonych. Najważniejsze magazyny opiniotwórcze należały do jego koncernu prasowego — czytało je ponad 20 milionów obywateli w 18 najważniejszych miastach w kraju.
Oprócz prasy i skupu papieru, Hearst inwestował dużo swoich środków w przemysł drzewny, głównie skupując pola pod wycinkę lasów.
I jak wielu Amerykanów w tych najbardziej ksenofobicznych dla kraju czasach, był zapalonym rasistą.
Jednak jego szczególną niechęć budzili Meksykanie.
Podczas rewolucji meksykańskiej Hearst stracił 800 tysięcy akrów pola pod wycinkę na rzecz jednego z poruczników armii rewolucjonistów Pancho Vilii, który dodatkowo pochodził z klasy robotniczej, co przelało czarę goryczy, a Hearsta zaprowadziło na drogę tzw. yellow journalismu.
Yellow journalism to pojęcie oznaczające działania mające na celu zdyskredytowanie jednostki lub grupy ludzi przy użyciu fabrykowanych dowodów w celu wywołania negatywnych nastrojów w społeczeństwie względem tejże grupy.
Hearst wiedział o tym, że istotną częścią kultury latynoamerykańskiej jest korzystanie z konopi, którą, jak już pisaliśmy, nazywali czule marihuana.
Będąc świadomym, że nikt nie da się nabrać na to, że konopie, z których cały kraj szeroko korzystał pomimo stopniowo wprowadzanych regulacji, nagle stały się szkodliwe społecznie i powodują szaleństwo.
Ale nowy narkotyk, tajemnicza marihuana, którą przywieźli do kraju meksykańscy imigranci, a którą pali coraz większa część społeczeństwa?
No, no, Randolph… Brawo Ty!
To nic, że Amerykanie od kilkuset lat leczyli się, i korzystali rekreacyjnie, ze skoncentrowanych form konopi, takich jak haszysz czy nalewki. Nagle materiał, z którego powstają, a który zazwyczaj jest kilkukrotnie słabszy w działaniu od wyżej wymienionych, można było przedstawić, jako wroga depczącego po moralności amerykańskiego społeczeństwa — susz z kwiatów konopi, czyli marihuanę, która nigdy nie występowała w żadnym słowniku na świecie.
Całkiem przypadkowo z marihuany korzystały głównie mniejszości rasowe — w tym czarnoskórzy i latynosi — popularyzując tę formę korzystania z konopi wśród Amerykańskiego społeczeństwa.
Amerykanie zaczęli więc odchodzić od nalewek i haszyszu na rzecz słabszej formy przyjmowania swojego lekarstwa/substancji rekreacyjnej.
Ale to przecież nie były konopie, prawda Randolph? To była MARIHUANA!
AZYL DLA SZALEŃCÓW
I tak, od 1920 do 1930 roku, amerykańska prasa opiniotwórcza, zaczęła pod dyktandem Hearsta siać propagandę w kierunku mniejszości rasowych i „śmiercionośnej marihuany”.
W jednym z felietonów Hearst pisał o nowym wrogu w ten sposób:
Marihuana sprawia, że kolorowi mają czelność patrzeć białym ludziom prosto w oczy, deptać ich cień, a później podwójnie, z tą samą butą, patrzą się na białe kobiety.
Prasę Hearsta czytali także politycy, w tym kongresmeni. Dzięki regularnemu wypuszczaniu stygmatyzujących materiałów na temat konopi (rzekomej marihuany, która istniała tylko w slangu meksykańskim), udało mu się wywołać debatę w kongresie na temat marihuany i dewastującego wpływu mniejszości rasowych na moralność białego człowieka.
1923: Hearst Publikuje felieton „Marihuana – azyl dla szaleńców”
Najgłośniejszy artykuł w amerykańskiej prasie dotyczący marihuany nosi dokładnie taką nazwę, jak w nagłówku. Oto na naszych oczach dochodzi do kontynuacji tego nieszczęsnego mutowania się konopi, kiedy to roślina decyduje, że czas przestać leczyć ludzi, a pora wyciągnąć z nich szaleństwo i demona seksu.
Jak zapewne zauważyliście, nigdzie do tej pory nie zostały wplecione wypowiedzi lekarzy lub naukowców, którzy potwierdzaliby doniesienia medialne z pierwszych nagłówków.
To dlatego, że takowych nie było, a późniejsze próby wyjaśnienia rządowi, że postępuje wbrew konstytucji i prawom człowieka były regularnie ignorowane — ale o tym później.
Zobaczmy więc, co ówczesne media głównego nurtu mówiły o marihuanie:
Marihuana to równia pochyła do całkowitego szaleństwa. Zapalisz sobie marihuanę raz, wszystko będzie w porządku. Ale pal to przez miesiąc, a twój mózg zmieni się w gąbkę dla koszmarów i bezeceńskich myśli.
Dość odważna teza, prawda? Zwłaszcza w świetle dzisiejszych badań, które dowodzą, że kannabinoidy w konopiach (wciąż przypominamy, marihuana to po prostu konopie) pomagają regulować cykl snu, łagodzą objawy odstawienne w przypadku alkoholu i narkotyków, a dodatkowo przyczyniają się do powstawania nowych, zdrowych komórek w mózgu.
No nic, co tam nauka, co tam kilka tysięcy lat historii.
Lecimy z kolejnym cytatem:
Prawda jest taka, że 3/4 przestępstw w tym kraju jest popełnianych przez niewolników wyćpanych marihuaną.
Ciekawe statystyki. Tak równo trzy czwarte. nie 74%, 86%, 69% — równe trzy czwarte. Z czego wszyscy z nich to niewolnicy. Czyli w USA panował w XX wieku krajowy rejestr niewolników, który nic sobie nie robił z wcześniejszej abolicji.
Propaganda siana przez Hearsta utrzymywała się w jednostajnym tempie aż do 1932 roku, ale zanim ruszymy naprzód, pozwolimy sobie wprowadzić kolejne czołowe postaci, które miały wpływ na prohibicję konopną.
A do tego musimy cofnąć się w czasie.
Do tyłu, rzecz jasna.
Andrew Mellon i DuPont: świat należy do wszystkich. Chyba, że masz na coś patent.
Czy marihuana stała się nielegalna dlatego, żeby po cichu zlikwidować przemysł konopny, którego zastosowanie przekraczało potencjał finansowy inwestycji poczynionych przez duże koncerny amerykańskie w tamtym czasie?
Jeśli przyjrzymy się historii rynków samochodowych, paliwowych i farmaceutycznych z tamtego okresu, to odpowiedź brzmi — bardzo możliwe.
W 1913 roku Henry Ford zaczyna produkcję swojego słynnego „Modelu T”. , którego blacha wykonana była z włókna konopnego. Jeszcze później, w latach 30., Firma Forda postawiła zakład produkcyjny Iron Mountain w Michigan, w którym w wyniku eksperymentów udało się przetworzyć biomasę na paliwo przy użyciu… konopi. Możliwe okazało się stworzenie m.in. konopnego metanolu, biodiesla, smoły, octanu etylu, czy paliwa z węgla drzewnego.
Dla Forda oznaczało to niesamowite odkrycie; mógł on bowiem produkować samochody przy użyciu blachy powstałej z włókna konopnego, ale oto stała przed nim piękna wizja ekologicznego wykorzystania rośliny w celu napędzania pojazdów — bez konieczności stosowania paliw kopalnianych, które były nie tylko mniej wydajne od konopi, ale również mniej przyjazne środowisku.
I tutaj wypada nam wprowadzić drugiego człowieka, któremu prawdopodobnie zawdzięczamy to, że marihuana jest nielegalna w wielu krajach na świecie, a rynek konopi przemysłowych dopiero wstaje z upadku.
Andrew Mellon: człowiek orkiestra
Andrew Mellon był sekretarzem Departamentu Skarbu Państwa USA w czasie kadencji prezydenta Herberta Hoovera, a przy okazji — zupełnie przypadkiem — właścicielem szóstego co do wielkości banku w kraju, czyli Mellon Bank.
Miał także większość udziałów w koncernie paliwowym „Gulf Oil Corporation”, która na krótko przed odkryciem Forda otworzyła swoje pierwsze stacje paliwowe w kraju. Napędzane paliwami kopalnianymi.
Mellon Bank stanowił główne źródło finansowania koncernu DuPont, firmy farmaceutyczno-paliwowej, która zajmowała się również rozwijaniem i patentowaniem materiałów syntetycznych, od wcześniej wspomnianych paliw przez gumę, plastik, sztuczny jedwab, czy nylon. Ten ostatni miał być konkurentem dla konopi w przemyśle tekstylnym. Podobnie jak plastik w sektorze użytkowym, a paliwa, gumy i farby w branży samochodowej.
DuPont zajmowali się także patentowaniem leków, a jak wiadomo konopi (czyli rośliny) nie da się opatentować. Dodatkowo konopie są łatwe w uprawie i bardzo tanie w utrzymaniu, w przeciwieństwie do leków farmaceutycznych, które wymagają ogromnego zaplecza technologicznego i merytorycznego, aby powstały.
Jednak elementem wspólnym zarówno dla Hearsta, Mellona oraz koncernu DuPont były rozległe inwestycje w przemysł drzewny, nacelowane głównie na przerabianie miazgi drzewnej na papier.
I nagle wchodzi Biuletyn 404, cały ubrany w złe wiadomości dla inwestorów
W 1916 roku Departament Rolnictwa Stanów Zjednoczonych (USDA) wydaje Biuletyn 404, będący raportem naukowym, którego główni autorzy: Jason L. Merill i Lyster H. Dewey stwierdzają, że:
Jest [papier konopny] bardziej wydajny, opłacalny i przyjazny środowisku niż papier z miazgi drzewnej.
O przewadze papieru konopnego nad jego patentowanymi odpowiednikami możemy przeczytać więcej w książce „The Emperor Wears no Clothes” napisanej przez aktywistę Jacka Herera:
W raporcie Bulletin N. 404 wydanym przez USDA podano, że z jednego akra konopi, przy prawidłowej rotacji, przez 20 lat można pozyskać tyle samo miazgi na papier, co z 4.1 akra (17 000 m2) drzew wycinanych przez ten sam okres. Jeśli chodzi o przetwórstwo, do produkcji papieru konopnego wykorzystuje się jedynie 1/7 do 1/4 ilości siarki, która schodzi przy produkcji papieru z miazgi drzewnej podczas usuwania kleistej ligniny z jej włókien. A jeśli dodatkowo użylibyśmy do przetwórstwa papieru konopnego popiołu z sody, moglibyśmy zredukować ilość toksyn do zera. Produkcja papieru konopnego pozwoliłaby nam uniknąć problemu zanieczyszczeń rzek substancjami z grupy dioksyn, których użycie jest obligatoryjne przy produkcji papieru z miazgi drzewnej. Jeśli chodzi o papier konopny, można go wybielać z powodzeniem wodą utlenioną, która nie jest toksyczna dla środowiska. Jeśli rząd i prywatni inwestorzy skorzystaliby z zaleceń naukowych w 1916 roku i zdecydowali się rozwijać przemysł konopny, byłby on w stanie bardzo szybko zastąpić 70% całego papieru z miazgi drzewnej; mowa tu również o papierze do drukarek, kartonach do pakowania i torbach papierowych w sklepach.
Niestety reguła konsekwencji i zaangażowania jest w człowieku silna, tym bardziej jeśli w grę wchodzi majątek najbardziej wpływowych ludzi w kraju.
No dobrze, a gdzie w tym wszystkim William Randolph Hearst i jego imperium medialne?
William Randolph Hearst prowadził interesy z DuPont, skupując od nich wybielacze oraz środki do konserwacji papieru, który w odróżnieniu od tego z konopi, miał tendencję do żółknięcia z czasem.
Jak już wiecie, głównym źródłem finansowania DuPont był Mellon Bank należący do Andrew Mellona.
Mamy więc sekretarza skarbu państwa Stanów Zjednoczonych, który jednocześnie włada szóstym co do wielkości bankiem, a przy okazji jest główną osobą decyzyjną w firmie farmaceutyczno-paliwowej, której jedną z prężniej działających gałęzi jest działalność patentowa.
Wcześniej lobbuje za Harrison’s Act, w którym korzystanie z marihuany (Mellon też znał tę nazwę) sklasyfikowane zostaje jako przestępstwo.
Każda z jego inwestycji okazuje się ekonomicznym i środowiskowym niewypałem.
Daje mu to do zrozumienia organ rządowy przy wsparciu naukowców.
I w tym samym czasie nawiązuje współpracę z magnatem mediowym, do którego należy większość opiniotwórczej prasy w kraju, gdzie od kilku lat demonizuje się konopie — bezpieczną roślinę wykorzystywaną w medycynie i życiu społecznym od tysięcy lat — pod nową nazwą marihuana.
Niestety marihuana nie jest głównym problemem rządu. Rząd ma inne zmartwienia w latach 20. Chwiejąca się prohibicja alkoholowa, załamanie gospodarcze, wielka depresja i lecące na łeb na szyję zaufanie obywateli.
A do tego zewsząd napływają meksykanie i czarnoskórzy, których kultura zatacza coraz szersze kręgi w całym kraju — i biali zakochują się w tej kulturze, głównie w Jazzie, domenie afroamerykańskich artystów.
I ci jazzmani, meksykanie, czarnoskórzy — oni jak jeden mąż palą konopie!
Ups… Znaczy się… marihuanę!
W tym momencie wypada zacytować pewnego polskiego klasyka:
„Cycu.. Mam pomysła!”
1930-1940: Harry Ansligner i jego krucjata przeciwko „marihuanie”
Po alkoholowej prohibicji i wielkiej depresji społeczeństwo amerykańskie było w rozsypce, a dodatkowo z mediów głównego nurtu od prawie 10 lat straszono imigrantami z Meksyku i czarnoskórymi jazzmanami, którzy hipnotyzowali białych ludzi szatańską muzyką.
Andrew Mellon powołał więc w swoim departamencie tzw. Biuro ds. Walki z Narkotykami, na czele którego stanął Harry J. Anslinger: mąż siostrzenicy Mellona, człowiek o wysokiej ambicji i jeszcze większej pogardzie dla ras innych niż biała. Anslinger nienawidził Meksykanów i Czarnoskórych. Przeszkadzał mu rozwój kultury Jazzowej i fakt, że biali ludzie jednoczą się z mniejszościami rasowymi we wspólnej zabawie.
Dodatkowo Anslinger został rzucony na bardzo głęboką wodę. Po zakończeniu prohibicji nikt nie odważyłby się ponownie zabraniać alkoholu, ponieważ Amerykanie szybko zweryfikowali tę rządową postawę już przy pierwszych podskokach. Z kolei w raportach statystycznych użytkownicy kokainy i heroiny stanowili cienki margines na tle populacji całego kraju.
Ale za to okazało się, że ponad 100 000 Amerykanów pali konopie.
Które od 10 lat w mediach miały łatkę „niebezpiecznej marihuany”.
Jednym z podstawowych mechanizmów kontroli tłumów jest wywoływanie masowej paniki poprzez stworzenie nowego wroga zagrażającemu całemu kraju, a następnie wprowadzenie gotowego rozwiązania, które rozwiąże nieistniejący problem społeczny.
W momencie, gdy połączy się nieistniejący problem z konkretną grupą społeczną i nada się temu odpowiednią powagę poprzez wykorzystanie podstawowych mechanizmów wpływu społecznego — mając do tego środki w postaci polityków o wysokim autorytecie, większośc opiniotwórczej prasy i wsparcie finansowe jednego z największych banków w kraju — wystarczy rozpocząć propagandę na odpowiednio dużą skalę, a cel, czyli kontrola imigrantów i mniejszości rasowych, może zostać osiągnięty zupełnie bez użycia przemocy.
Pierwsze przesłuchanie Anslingera przed Kongresem
Na krótko po przejęciu stanowiska dyrektora Federalnego Biura ds. Walki z Narkotykami Anslinger dał pierwsze wystąpienie przed kongresem, w którym zeznał, że:
Żaden narkotyk nie powoduje tyle przemocy, co marihuana. Mamy do czynienia z najgroźniejszym narkotykiem w historii ludzkości. Większość palaczy marihuany to czarnoskórzy, latynosi, Filipińczycy i zabawiacze tłumów. Ich satanistyczna muzyka, jazz i swing, to właśnie skutek palenia marihuany. Ta marihuana sprawia, że białe kobiety poszukują seksualnych uniesień z czarnoskórymi.
Jeśli wyczuliście w tym cytacie stężenie uprzedzeń rasowych na poziomie ósmej gęstości, to zapewne spodobają Wam się również pozostałe „fakty”, którymi operował Anslinger w swoich publicznych wypowiedziach nt. marihuany:
Zioło sprawia, że czarnuchom i karmelowym wydaje się, że są na równi z białymi
Wypalenie jednego jointa dramatycznie zwiększa prawdopodobieństwo bratobójstwa
Główną przyczyną, dla której powinniśmy walczyć z marihuaną, jest jej wpływ na zdegenerowane rasy.
Nie da się przewidzieć, co się z tobą stanie w chwili wypalenia papierosa z marihuany. Może i odkryjesz w sobie radosną pasję albo po prostu będziesz siedział na kanapie i filozofował… Ale równie dobrze może cię ogarnąć szał i znieczulica, a wtedy wchodzisz na równię pochyłą do zostania mordercą.
Gdyby sam Frankenstein stanął twarzą w twarz z efektami marihuany, padłby trupem ze strachu.
Niektórym zupełnie odwala od marihuany. Niekiedy jest to niepozorna, okazjonalna nieodpowiedzialność, ale przeważnie ludzie po marihuanie nabierają skłonności do popełniania przestępstw z użyciem przemocy.
Marihuana indukuje pacyfizm i pierze mózgi z siłą komunistycznej propagandy
To jest tak samo niebezpieczne dla ciała, jak i dla mózgu. Szczególnie jeśli chodzi o przestępców. Marihuana sprawia, że puszczają im wszystkie hamulce
Nie ma czegoś takiego jak „nie da się wyleczyć ćpuna.” Przekonacie się o tym, jak wszystkie ćpuny od marihuany wylądują na specjalnej farmie dla takich ćpunów — tam ich wyleczymy.
Co ciekawe, większość wypowiedzi Anslingera do złudzenia przypominała sparafrazowane treści anty-konopnych felietonów publikowanych w prasie Hearsta.
A teraz najlepsze: zanim Andrew Mellon, przyjaciel Hearsta i jego partner biznesowy, nominował Anslingera na stanowisko szefa FBN, i zanim statystyki korzystania z marihuany stały się jego trampoliną do prężnie rozwijającej się kariery, ten był wręcz przeciwko konopnej prohibicji.
W książce „Federal Narcotic Laws and the War on Drugs: Money Down a Rat Hole” możemy przeczytać:
Anslinger z początku chciał trzymać się z daleka od federalnych regulacji względem konopi. Nie tylko nie widział w nich problemu, ale wydawało mu się to bez sensu, żeby agencja rządowa zajmowała się regulowaniem rośliny, która na całym świecie rośnie jako chwast. Nawet gdy Kongres zatwierdził „Marihuana Tax Act”, Anslinger instruował swoich pracowników, żeby skupiali się na łapaniu heroinistów i kokainistów, ponieważ konopie są nieszkodliwe społecznie.
Ciekawe, prawda?
Zapewne już niecierpliwicie się, kiedy wyskoczy jakiś lekarz, który potwierdzi te wszystkie opowieści z krypty i uświadomi biedne społeczeństwo, że przez ponad 5 tysięcy lat truli siebie i swoje rodziny — narażając ich jednocześnie na kontakty seksualne z czarnymi ukrytymi jazzmanami.
Anslinger widocznie też był ciekaw, bo zwołał zgromadzenie ekspertów składające się z 30 lekarzy, którzy mieli podzielić się swoją opinią na temat rzekomego spustoszenia, jakie marihuana powoduje w mózgu.
29 spośród 30 lekarzy dało opinię negatywną, klasyfikując marihuanę jako „bezpieczną i niemającą związku ze wzrostem przestępczości z użyciem przemocy”.
Tylko jeden lekarz potwierdził tezę Anslingera.
Co więc zrobił Anslinger?
Zapnijcie pasy.
„Krwawa Teczka” i cherry picking w najlepszym wydaniu
Anslinger postanowił zignorować opinie 29 lekarzy i zabrał przed kongres tę jedną, która potwierdzała odgórnie narzuconą przez retorykę FBN tezę. Żeby wzmocnić swoją argumentację przed politykami, przyniósł ze sobą także swoją „Krwawą Teczkę”.
Czym była „Krwawa Teczka”?
Zbiorem felietonów z prasy należącej do Hearsta, która uwzględniała wyłącznie historie szaleńców, którzy pod wpływem marihuany zabijali swoje rodziny.
Największe wrażenie zrobiła na kongresie historia Victora Licaty, młodego mężczyzny, który wymordował swoją rodzinę przy użyciu siekiery będąc rzekomo pod wpływem marihuany. Wiele lat później okazało się, że nie dość, że Licata był chory psychicznie i miał bogatą historię choroby w rodzinie, to jeszcze nie wykazano ani jednego dowodu przemawiającego za tym, jakoby kiedykolwiek korzystał z marihuany.
Oczywiście media chętnie publikowały zeznania Anslingera przed Kongresem, a zeznania jednego lekarza (przy totalnym zignorowaniu 29 pozostałych opinii stojących do niej w kontraście), były publikowane w prasie w całym kraju.
Przy wsparciu DuPont Company — a więc de facto swojego „krewnego” Andrew Mellona — oraz medialnego imperium Hearsta, Anslinger miał praktycznie nieograniczone możliwości propagandowe.
Dlatego materiały przeciwko marihuanie i mniejszościom rasowym pojawiały się nie tylko w dziennikach, radio i telewizji, ale także w reklamach wyświetlanych w kinach przed seansami.
1936: Reefer Madness, czyli początek końca
Amerykańskie społeczeństwo było już wystarczająco nakręcone przeciwko mniejszościom rasowym, a strach epidemii narkotykowej wywołanej marihuaną — która jakimś cudem przez kilka tysięcy lat nie była narkotykiem tylko rośliną o nazwie „konopie indyjskie” — kipiał aż miło.
I wtedy, w 1936 roku, rząd wypuszcza film propagandowy pt. „Reefer Madness”, czyli kulminację tego, co udało się przedstawić przez 15 lat w mediach głównego nurtu na temat nowego, cichego wroga — marihuany.
W tej części pozwolimy sobie darować komentarz słowny, bo oto wchodzimy na ten poziom, gdzie przy obecnej wiedzy na temat konopi (czyli marihuany), słowa wyrażają tyle, co Rafaello do potęgi trzydziestej.
Zobaczcie plakaty propagandowe z ery Reefer Madness:
A tutaj możecie sobie obejrzeć cały film:
1937: Marihuana Tax Act i ostateczny nokaut przemysłu konopnego. Konopie — w tym indyjskie — stają się nielegalne.
W 1937 roku, niedługo po publikacji głośnego artykułu „Marihuana: The Assassin of Youth”, w którym Anslinger ostrzegał przed zgubnym wpływem marihuany na młodzież, szef FBN nakazuje w tajemnicy wszczęcie prac nad ustawą o nazwie „Marihuana Tax Act of 1937”, która miała sprawnie przejść przez Kongres. Ustawa nakładała olbrzymie podatki na sprzedaż oraz uprawy konopi w całym kraju, zastrzegając, że jedynie podmioty, którym udzielono licencji — a więc te dysponujące odpowiednimi środkami, żeby płacić ten podatek — mogą sprzedawać „marihuanę”.
I chociaż w ustawie nie było wyraźnie zaznaczone, że posiadanie, uprawa i sprzedaż marihuany są przestępstwem, zapisy tam zawarte przewidywały kary do 30 tysięcy dolarów oraz 5 lat więzienia dla osób, które „posiadają lub dystrybuują” marihuanę wbrew przepisom , czyli nie płacąc gigantycznych kwot za uzyskanie pozwolenia.
Anslinger zalecił wpisanie tej ustawy pod kategorią projektów budżetowych, ponieważ tylko w ten sposób mógł od razu przedstawić projekt komisji budżetowej. Komisja budżetowa była z kolei jedynym organem, który mógł wnieść ustawę prosto do Izby Reprezentantów, bez konieczności przedstawiania jej w innych komisjach.
Wiecie, kto był przewodniczącym komisji?
Robert Doughton, współpracownik Andrew Mellona i przyjaciel DuPont. W Komisji Finansów w Senacie „Marihuana Tax Act” wziął pod lupę Prentiss Bown, którego z DuPont i Mellonem również łączyły wspólne interesy.
Nadal nikt nie słucha naukowców w sprawie marihuany
Jedynymi przedstawicielami środowiska naukowego podczas czytania ustawy w Kongresie byli członkowie American Medical Association, którzy nie zgodzili się dać rekomendacji dla nowej ustawy, ponieważ uważali, że uderza ona w lekarzy, farmaceutów, a także rolników uprawiających konopie, również te włókniste. Według AMA ustawa została sporządzona w tajemnicy przed środowiskiem naukowym, które nie miało nawet jak przygotować odpowiedniej obrony w kierunku marihuany, podczas gdy większość kongresmenów była zdania, że „marihuana to jakiś narkotyk, ale niewiele o nim wiadomo, natomiast na pewno trzeba powstrzymać jej rozprzestrzenianie się w USA”. Członkowie AMA podnieśli również argument, że ustawa jest tak skomponowana, żeby konopie włókniste również mieściły się w definicji „marihuany”. A przecież konopie indyjskie — czyli marihuana — to po prostu kuzynki konopi włóknistych z tej samej rodziny botanicznej.
Kongres zignorował stanowisko AMA i podpisał ostatni gwóźdź do trumny przemysłu konopnego w USA.
Jednocześnie zyskał bardzo skuteczny środek represji wobec mniejszości rasowych i skutecznie podzielił Amerykańskie społeczeństwo, eskalując konflikty na tle pochodzenia, a wykorzystując do tego roślinę, którą ludzkość uprawiała od tysięcy lat.
1940-1970: Próby odkłamania historii i dekryminalizacji konopi
1940-1943: Hemp for Victory
Teraz ogarnijcie ten hit!
Nagle konopie rozszczepiają się na marihuanę i konopie włókniste w oczach rządu USA. Okazuje się, że istnieje podział na konopie indyjskie oraz włókniste (marijuana i hemp), a uprawianie tych drugich jest w porządku.
Nagle na czas wojny zapomina się o krwiożerczej marihuanie, a rząd zaczyna wypuszczać filmy propagandowe w ramach kampanii „Hemp for Victory”, zagrzewając rolników do siania konopi włóknistych oraz ich uprawy pod liny celem wsparcia amerykańskiego wojska w walce z nazistami. Rolnicy dostają nawet dotacje do swoich upraw.
Niestety po zakończeniu kampanii wszystko „wraca do normy”.
1944 i New York Academy of Medicine: to może teraz nas posłuchacie?
Jak się okazuje nie wszystkim ludziom tamten stan rzeczy wydawał się logiczny. Nie tylko naukowcy, ale również przedstawiciele władz lokalnych, zaczęli doszukiwać się nieścisłości w ówczesnej retoryce rządu względem marihuany.
Jednym z takich ludzi był burmistrz Nowego Jorku Fiorello LaGuardia, który opublikował tzw. „La Guardia Report”, gdzie we współpracy z New York Academy of Medicine opracowali raport, gdzie na podstawie dostępnej wiedzy farmakologicznej, obalono po kolei wszystkie mity rozprowadzane w latach 1920-1937 na temat marihuany.
Niestety raport przeszedł w mediach bez echa, ponieważ padło tam stwierdzenie, że Marihuana Tax Act jest ustawą godzącą w praworządność tak bardzo cenioną w USA.
Anslinger przy pomocy Hearsta i Mellona robił więc wszystko, żeby raport NYAM utonął w świadomości opinii publicznej. A wiele robić nie trzeba było, wystarczyło tego nie publikować w mediach głównego nurtu. Ludzie nie mieli jeszcze wtedy dostępu do internetu, więc „research” był „delikatnie utrudniony”.
1951: Boggs Act i Obowiązkowe więzienie za marihuanę
W 1951 roku prezydent Harry S. Truman podpisuje tzw. Boggs Act, czyli poprawkę to Narcotic Drugs Import and Export Act, która zakłada obowiązkowe więzienie z minimalnym czasem kary dla wszystkich przestępstw związanych z marihuaną.
1956: Narcotic Control Act
W 1956 roku wchodzi w życie Narcotic Control Act, który oficjalnie uznaje posiadanie substancji psychoaktywnych, w tym marihuany, za przestępstwo. A zatem obowiązkowe więzienie wynikające z Boggs Act zaczyna obejmować również posiadanie rośliny konopi.
1964: Odkrycie THC
w 1964 roku izraelski naukowiec dr Raphael Mechoulam, odkrywa, izoluje i opisuje strukturę molekularną THC, głównej substancji czynnej w kwiatach konopi indyjskich (marihuany). Wyizolowane THC staje się obiektem zainteresowania neurobiologów, a społeczeństwu amerykańskiemu daje to nadzieję na ostateczne odkłamanie mitów narosłych wokół marihuany w wyniku propagandy z lat 30.
1967. Prezydent Johnosn mówi: „Ustawa Marihuana Tax Act JEST NIEZGODNA Z KONSTYTUCJĄ”
Równo 30 lat po wprowadzeniu antyobywatelskiej ustawy Marihuana Tax Act głos w sprawie postanawia zająć sam prezydent Lyndon Johnson, otwarcie krytykując jej zapisy:
Ta ustawa tak naprawdę przynosi znikome wpływy do budżetu i służy jedynie interesom wąskiej grupy ludzi, ponieważ wyłącznie garstka osób jest oficjalnie zarejestrowana pod jej zapisami jako osoby uprawnione do sprzedaży marihuany. A zatem można powiedzieć, że jest ona wbrew prawu, ponieważ nakłada na obywateli sankcje za wszystko, co związane z marihuaną, podczas gdy wąska grupa ludzi dysponuje licencjami, ale nie wykonuje żadnych znaczących transakcji na rynku.
Dwa lata później, w 1969 roku, część Marihuana Tax Act została uznana za niekonstytucyjnyą ponieważ naruszała piątą poprawkę poprzez wymuszania na obywatelach łamania prawa jedynie w celu uzyskania odpowiedniej pieczęci podatkowej.
Niestety, również w 1969 roku, urząd prezydenta USA obejmuje Richard Nixon, człowiek odpowiedzialny za tzw. „War on Drugs”.
1970. Nixon na to: A to ja sobie zrobię nową ustawę!
Prezydent Nixon nie był zadowolony z ówczesnego obrotu spraw, dlatego w odpowiedzi na wyrok Sądu Najwyższego, za zgodą kongresu uchwalił Controlled Substances Act, znany także pod nazwą Comprehensive Drug Abuse Prevention and Control Act of 1970.
Ustawa dzieliła substancje na 5 kategorii, z czego wszystkie aż do kategorii drugiej były w jakiś sposób legalne, nawet jeśli podlegały ostrzejszym regulacjom. Mowa tu m.in. o morfinie oraz innych środkach farmaceutycznych wymienionych w dokumencie.
Natomiast kategoria pierwsza była zarezerwowana dla najcięższych narkotyków o „zerowym zastosowaniu medycznym i wysokim potencjale uzależniającym”.
Znalazły się tam m.in. heroina, amfetamina, LSD oraz… marihuana.
Czyli konopie.
Które wykorzystywano w medycynie przez ponad 5 tysięcy lat, a do 1906 roku były dobrem wspólnym wszystkich obywateli USA.
Nixon był w swojej krucjacie tak pewny swojego stanowiska, że postanowił powołać komisję składającą się z lekarzy, której celem miała być weryfikacja kategorii substancji psychoaktywnych wymienionych w ustawie.
1971. Komisja Schafera mówi „Zdjąć marihuanę z całej ustawy”
Zgadza się. Raport komisji Schafera, który był transmitowany w ogólnokrajowej telewizji, zaprzeczył, że marihuana jest niebezpieczna, jednocześnie wskazując jej szerokie zastosowanie medyczne w historii. Komisja stwierdziła, że efekty odurzające wynikające ze stosowania marihuany są jedynie delikatne, a sama roślina powinna być natychmiast zdjęta z ustawy i zderegulowana dla zdrowia publicznego.
A Nixon na to: NIE SŁYSZĘ, ZBYT DUŻO INFORMACJI, KTÓRE NIE ZGADZAJĄ SIĘ Z MOIMI UPRZEDZENIAMI!
Niestety, naukowcy zostali zignorowani po raz kolejny, a Richard Nixon z dumą ogłosił, że oto rozpoczyna się prawdziwa wojna. Wojna z narkotykami, pod którą zawoalowana była tak naprawdę wojna z pacyfistami i mniejszościami rasowymi.
Nie musimy chyba mówić, że w obliczu ówczesnego konfliktu na linii Wschód-Zachód, żaden kraj nie chciał odstawać od Stanów Zjednoczonych w temacie dbania o bezpieczeństwo swoich obywateli.
Wcale się Wam nie zdziwimy, że prawdziwa przyczyna „wojny z narkotykami” nie zrobi na Was większego wrażenia biorąc pod uwagę to, o czym pisaliśmy przy okazji propagandy sianej przez Anslingera w latach 30.
Jeśli jednak są wśród Was tacy, którym w głowie się to nie mieści, że jak to, prawy rząd mógł oszukać swoich obywateli tylko dlatego, żeby pogłębiać nierówności rasowe i przynosić zyski prywatnym więzieniom pod płaszczykiem walki z narkotykami, polecamy zajrzeć głębiej w temat tzw. „Taśm Nixona”.
Tutaj mamy ciekawy fragment na temat marihuany:
Macie zrobić hałas wokół marihuany. Musimy przyjąć taką retorykę, która skopie im wszystkim dupska, rozumiesz? Śmieszne, że prawie każdy z tych dupków krzyczących o legalizacji jest Żydem, Bob. Co, na boga, jest z tymi Żydami? Może to dlatego, że to w większości psychiatrzy? Wszyscy wielcy psychiatrzy tego świata to żydostwo. No bez jaj, mówię ci, musimy uderzyć w to pieprzone zielsko, w tę całą marihuanę. Ale tak prosto w pysk! Będziemy nakręcać ludzi przeciwko marihuanie i wszystkim, co z nią związane, w tym przeciwko legalizacji. Dlaczego, w imię boga, ci ludzie w ogóle biorą to coś?
O prawdziwej istocie War on Drugs opowiedział też John Daniel Elrichman, doradca ds. wewnętrznych w gabinecie prezydenta Nixona, znany z udziału w aferze Watergate:
Kampania prezydencka Nixona w 1968 roku, a później Biały Dom Nixona, miały dwóch wrogów: pacyfistów z lewicy i czarnych. Wiesz, o co chodzi? Wiedzieliśmy, że nie możemy otwarcie wsadzać czarnych albo hipisów za to, że są czarni albo nie lubią wojny, ale za to mogliśmy sprawić, żeby masy zaczęły kojarzyć hipisów z marihuaną, a czarnych z heroiną. Wtedy, poprzez ciężką kryminalizację obu substancji, mogliśmy aresztować ich przywódców, robić naloty na ich domy, rozbijać ich spotkania i szkalować każdego wieczoru w głównym wydaniu każdych wiadomości. Czy zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że kłamiemy na temat przyczyny wojny z narkotykami? Oczywiście, że tak!
Zgadza się, dobrze to przeczytaliście. Nie tylko Anslinger, ale także Nixon zupełnie zlekceważyli opinie środowiska naukowego i okłamali obywateli. Obydwaj zignorowali także raporty lekarskie i stanowisko Sądu Najwyższego, który uznał Marihuana Tax Act za niekonstytucyjny. W odpowiedzi na to gabinet Nixona wprowadził nową ustawę, której stanowisko wobec marihuany zostało zakwestionowane przez komisję lekarską poproszoną przez samego prezydenta do jej weryfikacji. Po czym prezydent puścił to bokiem, mimo, że transmisja ze sprawozdania komisji została wyemitowana w ogólnokrajowej telewizji, a na sam koniec, jego doradca przyznał się do okłamywania amerykańskiego społeczeństwa.
Dlaczego marihuana stała się nielegalna? No cóż, my Was tylko zostawiamy z informacjami
Przypadek.
Spisek.
Konflikt interesów.
Chaos.
A może wszystko na raz?
Jeśli przeanalizujemy historię kryminalizacji konopi, okazuje się, że ta historia jest o wiele bardziej złożona, niż przedstawiano nam zawsze w oficjalnej retoryce, w której zdelegalizowanie marihuany nastąpiło w trosce o dobro obywateli popartej twardymi dowodami naukowymi.
Jedno jest pewne. Nie ma żadnych przesłanek ku temu, że konopie są szkodliwe społecznie. Nie ma nawet dowodów stojących za ich rzekomą szkodliwością dla zdrowia jednostki.
Za to przez całą historię kryminalizacji możemy dostrzec całe morze dezinformacji, propagandy i nakręcania strachu na mniejszości rasowe poprzez stworzenie sztucznego wroga amerykańskiego społeczeństwa w postaci słowa ze slangu etnicznego. Słowa, którego na początku XX wieku nie było w żadnym oficjalnym słowniku na świecie.
Słowa, które było pierwotne pieszczotliwym określeniem rośliny towarzyszącej człowiekowi od tysięcy lat — do której stosowania ma przystosowany układ nadrzędny regulujący pracę podstawowych funkcji biologicznych.
Biorąc pod uwagę liczbę badań w PubMedzie w odniesieniu do terapeutycznego zastosowania marihuany (jest ich ponad 20 000), reformy w prawie dotyczącym konopi, które obecnie zachodzą na świecie, możemy dopuścić możliwość, że faktycznie zostaliśmy oszukani, a obecny stan rzeczy, jest procesem odwracania tych patologicznych zmian bez otwartego przyznania się do błędu.
W końcu reguła autorytetu nie może zostać zachwiana.
Kolejna część naszego cyklu historycznego będzie dotyczyła globalnego ruchu na rzecz legalizacji marihuany oraz przyszłości konopi na świecie.
A do Was mamy prośbę: udostępniajcie ten artykuł w swoim najbliższym otoczeniu. Warto, aby również nasze społeczeństwo zyskało świadomość na temat tego, dlaczego marihuana stała się nielegalna.
Że to, co miało miejsce na przestrzeni lat 1920-1970 to fabrykowanie dowodów na rzecz propagandy, ignorowanie opinii naukowców, wspieranie patologicznego systemu opresji obywateli, wzajemne szczucie ras na siebie i przekładanie wpływów wąskich grup interesów nad dobro jednostek i całego społeczeństwa.
W końcu na prawie 100 lat ludzkość straciła dostęp do naturalnego lekarstwa, które w znacznym stopniu ukształtowało rozwój zachodniej medycyny. Artystom odebrano środek ich wyrazu, narzędzie do szlifowania kreatywności. Stłamszono przy tym cały przemysł, który był przyszłością ekologii, a o którego rozwój trzeba dziś tak ciężko walczyć.
Co prawda wszystkich nie uświadomicie. Niektórzy będą to na początku wypierać, próbując bagatelizować problem. Ale jeśli napotkacie na reakcje obronne, to znaczy, że informacja ich poruszyła. A z tego miejsca bardzo szybko kiełkują myśli i ciekawość.
Mamy nadzieję, że udało nam się przedstawić temat historii kryminalizacji marihuany w lekkostrawny sposób. Niedługo spotykamy się w trzeciej części.
Enjoint!
Bibliografia
Abel, E.L. (1980). Marihuana: the First Twelve Thousand Years, New York: Plenum Press; available at: http://www.druglibrary. org/Schaffer/hemp/history/first12000/abel.htm
Bewley-Taylor, D. and Jelsma, M. (2011). ‘Fifty Years of the 1961 Single Convention on Narcotic Drugs: A Reinterpretation’, TNI Series on Legislative Reform of Drug Policies, Nr. 12, March 2011; available at: http://www.undrugcontrol.info/images/stories/ documents/dlr12.pdf
Bonnie, R.J. and Whitebread, C.H. (1974). The Marihuana Conviction: A History of Marijuana Prohibition in the United States, University Press of Virginia
Campos, I. (2012). Home Grown: Marijuana and the Origins of Mexico’s War on Drugs, Chapel Hill (NC): University of North Carolina Press
National Commission on Marihuana (1972). ‘Chapter
V: Marihuana and Social Policy’, Report of the National Commission on Marihuana and Drug Abuse: Marihuana: A Signal of Misunderstanding, commissioned by President Richard M. Nixon, March, 1972; available at: http://www. iowamedicalmarijuana.org/documents/nc1ch5.aspx
New York Academy of Medicine (1944), The Marihuana Problem in the City of New York, Mayor’s Committee on Marihuana, City of New York (La Guardia Committee Report); http://drugtext. org/Table/LaGuardia-Committee-Report/
Paulraj, K. (2013). ‘Marijuana Use in Latin America and the Caribbean’, Panoramas, Center for Latin American Studies (CLAS), University of Pittsburgh; available at: http://www. panoramas.pitt.edu/content/marijuana-latin-america-and- caribbean-part-i-iii’
Report of the Indian Hemp Drugs Commission (1895), Government of India, Finance and Commerce Department, Calcutta, March 1895; available at http://www.drugtext.org/ Indian-Hemp-Commission-Report/chapter-xiv.html
Thoumi, F. (forthcoming). ‘Marijuana in the United States and the International Drug Control Regime: Why What is Promoted Abroad is Not Applied at Home’, Crime, Law and Social Change
Woodiwiss, M. (1988). Crime Crusades and Corruption: Prohibtions in the United State, 19001987, London: Pinter.
Bridgeman, M. B., & Abazia, D. T. (2017). Medicinal Cannabis: History, Pharmacology, And Implications for the Acute Care Setting. P & T : a peer-reviewed journal for formulary management, 42(3), 180–188.
Gieringer, D.H. (1999). The Origins of Cannabis Prohibition in California. Contemporary Drug Problems, 26(2).
American Civil Liberties Union. „The War on Marijuana in Black and White.” 2013.
Bonnie, Richard J., and Charles H. Whitebread. Marijuana Conviction: A History of Marijuana Prohibition in the United States. 1999.
Rowe, T.C. Federal Narcotics Law and the War on Drugs. 2006