Kuchnia indyjska jest jednym z powodów, dla których nasze szafki z przyprawami są bogatsze, niż garderoba Lady Gagi. Do przypraw mamy zresztą zawsze hojną rękę, dlatego kurczak tandoori to był dla nas taki gastro rage room.
Normalnie takiego kurczaka powinno się przygotowywać w specjalnym, glinianym piecu tandoor, ale na bezrybiu to i piekarnik piecem, także udomowiliśmy sobie ten przepis, natomiast reszta pozostaje niezmieniona. Podudzia kurczaka tandoori nie tylko biją bogatym wachlarzem aromatów, ale przede wszystkim rozbudzają apetyt samym wyglądem. Marynowane w jogurcie, zabarwione chili cayenne i ostrą wędzoną papryką, prezentują po upieczeniu diabelnie czerwony kolor.
Chociaż nie mamy nic przeciwko pałaszowaniu samego mięsa, głupio by było tak tylko na tym poprzestać, a wystarczy kilka zgrabnych kroków i na stole ląduje mnóstwo towarzystwa dla tych orientalnych podudzi tandoori. W końcu kuchnia indyjska to gotowanie od serca i wspólne spożywanie bogatych posiłków. Po pierwsze, wypada zadbać o węglowodany i tutaj przychodzą z pomocą chlebki Naan – wiadomo, pieczywo, które zawsze się sprawdzi. Po drugie, coś na kontrę ostrości dla mięsa, w czym moglibyśmy je dodatkowo maczać. Ostrość można skontrować albo czymś słodkim, albo podkręcić delikatnie jej moc orzeźwiającą miętą.
Oprócz miętowego sosu jogurtowego, na stół wleciał słodko-kwaśny chutney z mango. Połączenie mango z jabłkami, octem winnym, cukrem oraz cynamonem, imbirem i płatkami chili wstrzykuje do sosu bogatą dawkę smaków, a jego konsystencja aż krzyczy do mięsa, żeby je w nim zatopić. A do tego to jest kwestia pokrojenia owoców w kostkę i powolnego gotowania po wymieszaniu ich z cukrem, octem i przyprawami. Najlepiej będzie go przygotować dzień albo dwa wcześniej – wtedy wszystkie składniki się kompletnie przegryzą.
Do przygotowania podudzi tandoori przydadzą się:
- dwie duże miski,
- rondelek,
- piekarnik,
- folia aluminiowa,
- kratka do pieczenia,
- średnia patelnia,
- szpatułka,
- malakser,
- nóż szefa kuchni.
Dobra, tachamy worki z przyprawami i zaczynamy magię!
Składniki:
Podudzia tandoori:
8 podudzi z kurczaka
375ml jogurtu naturalnego
2 duże szalotki, pokrojone w drobną kostkę
5 ząbków czosnku, drobno posiekanych
2 łyżeczki startego korzenia imbiru
1,5 łyżki soku z limonki
2 łyżki oleju rzepakowego
2 łyżeczki kuminu
2 łyżeczki mielonej kolendry
1,5 łyżeczki wędzonej ostrej papryki
1,5 łyżeczki chili cayenne
1 łyżeczka kurkumy
1 łyżeczka soli
1/2 łyżeczki pieprzu
Chutney z mango:
1 duże mango, obrane i pokrojone w kostkę
1/2 jabłka, obrana i pokrojona w kostkę
ok. 2cm kawałek imbiru, posiekany
1 ząbek czosnku, posiekany
150ml octu z białego wina
130g brązowego cukru
1/4 łyżczki mielonego chili
1/2 łyżeczki płatków chili
1/2 łyżeczki kurkumy
1/2 łyżeczki czarnuszki
1/2 łyżeczki mielonego cynamonu
szczypta soli do smaku
Sos jogurtowo-miętowy:
170ml jogurtu naturalnego
1/4 łyżeczki soli
1/2 łyżeczki pieprzu
1 łyżeczka oliwy
2 łyżeczki posiekanych liści mięty
1 łyżeczka miodu
Do podania:
Chlebki Naan (tutaj bez boczku i kolendry)
Najpierw niech sosy się przegryzą
Zaczniemy od tego sosu, który jest zdecydowanie łatwiejszy w przygotowaniu, tj. od jogurtowo-miętowego. W tym celu umieszczamy wszystkie jego składniki w miseczce.
Następnie bardzo dokładnie mieszamy zawartość naczynia i wstawiamy sos do lodówki. Łatwiej być nie mogło.
Jeśli zaś chodzi o chutney z mango, to chwytamy rondelek, stawiamy go na średnim ogniu i wrzucamy do środka jabłko, imbir, ocet, cugier, czarnuszkę, cynamon, kurkumę, mielone chili i płatki chili. Podgrzewamy całą mieszankę i mieszamy, aż cukier się rozpuści. Następnie dodajemy mango i na minimalnym ogniu doprowadzamy sos do delikatnego wrzenia.
Trzymamy nasz sos na malutkim ogniu ok. 40 minut, mieszając co jakiś czas, aż owoce zaczną się rozpadać, a sam płyn będzie miał już gęstą konsystencję. Dla wszystkiego możemy jeszcze rozgnieść owoce drobniej przy użyciu tłuczka do ziemniaków – u nas tak to wyglądało, wiecie, potrzeba matką wynalazków.
Dajemy całości całkowicie wystygnąć, po czym przenosimy sos do słoika, zamykamy i wstawiamy do lodówki na czas przygotowania mięsa.
A na mięso warto czekać
Do pojemnika malaksera wkładamy wszystkie składniki marynaty.
Miksujemy zawartość malaksera do uzyskania jednolitej i gładkiej konsystencji, po czym rozlewamy marynatę po umytych i osuszonych podudziach kurczaka i dokładnie obtaczamy mięso w marynacie.
Zawijamy miskę folią spożywczą i wstawiamy mięso do lodówki na minimum 3 godziny, a najlepiej na całą noc – w tym czasie również oba sosy zdążą się idealnie przegryźć.
Cierpliwe pieczenie
Nagrzewamy piekarnik do 185 stopni, na samym dole układając blachę wyłożoną warstwą folii aluminiowej, a na środku kładziemy kratkę do pieczenia. Podudzia otrząsamy z nadmiaru marynaty i kładziemy je na kratce (pamiętamy, żeby zachować resztę marynaty na później). Mięso pieczemy po raz pierwszy przez 20 minut.
Po tym czasie wyjmujemy kratkę i smarujemy obficie kurczaka marynatą z jednej strony. Następnie przekładamy go na drugą stronę i również nie żałujemy materiału do smarowania. Kurczak ląduje w piekarniku po raz drugi – tym razem na 10 minut.
Po 10 minutach powtarzamy raz jeszcze powyższą czynność i pieczemy dodatkowe 15-20 minut, aż skórka będzie chrupiąca, a mięso przypieczone z wierzchu i soczyste w środku. Przed tym ostatnim pieczeniem możemy usmażyć wcześniej przygotowane chlebki naan.
W tym przypadku stwierdzenie „palce lizać” można również traktować jak najbardziej poważnie. Każdy gryz tego kurczaka urasta smakowo do rangi bardzo wysokobudżetowego festiwalu, nie mówiąc już o nieopisanej przyjemności spożywania wspólnego posiłku w towarzystwie indyjskiego pieczywa i słodkich oraz orzeźwiających sosów. Nic tylko wybierać najlepsze kąski i rwać. Mięcho zębami, chlebki dłońmi – a potem maczać to wszystko i zajadać do ostatniej skórki.